Upiór w Operze - Gaston Leroux

niedziela, 27 września 2009


"And do I dream again
For now I find
The Phantom of the Opera is there
Inside my mind"

Gaston Leroux miał pomysł na fabułę. Dobry pomysł. Ale dopiero Andrew Lloyd Webber, tworząc musical pod tym samym tytułem, co książka, wykorzystał cały potencjał opowieści.

Tak, będę porównywać, bo musical widziałam wcześniej niż przeczytałam książkę. A jeszcze wcześniej widziałam film na podstawie musicalu. I po tym wszystkim mogę stwierdzić, że jednak przedstawienie, z całym szacunkiem dla francuskiego pisarza, jak dla mnie, było lepsze od oryginalnej opowieści. Dodam jeszcze, że spektakl oglądałam w warszawskiej Romie, a nie na Broadwayu lub w Londynie, więc porównania będą dokonywane właśnie z tą inscenizacją.

Czytając "Upiora w Operze" doszłam do wniosku, że musical bardzo swobodnie opiera swoją fabułę na fabule książki, korzysta tylko z pewnych pomysłów, ale zupełnie inaczej je rozwijając. Być może z powodu ograniczeń scenicznych. Być może z powodu zupełnie innej wizji reżysera. W sztuce Anioł Muzyki jest znacznie bardziej romantyczną postacią. W ogóle spektakl ma znacznie bardziej romantyczną atmosferę, która jakoś mocniej porwała mnie niż atmosfera książki. Utwór Leroux zachowuje formę dokumentu: wykorzystuje fragmenty ówczesnych reportaży, przytacza zeznania świadków, zamieszcza stenogramy policyjnych zeznań. A w to wszystko wplata również prawdziwą historię gmachu Opery Paryskiej (historia z żyrandolem jest prawdziwa).

Nareszcie dowiedziałam się dlaczego schodząc do podziemi Opery, królestwa Upiora, należy trzymać rękę na wysokości oczu. W musicalu wspomniano o tym, ale nie jest to tak wyeksponowane, jak w książce. Podobnie jest z przeszłością Eryka - w spektaklu słyszymy: "podobno wybudował labirynt z luster dla perskiego szacha". W filmie jako mały chłopiec uciekł z klatki i ukrył się w podziemiach Opery. W książce jego przeszłość jest wyraźnie opisana, z nią związana jest zresztą postać Persa - zupełnie pominięta w musicalu.

Odnoszę wrażenie, że musical znacznie lepiej i głębiej przedstawia bohaterów. Chodzi mi tutaj głównie o Madame Giry, która u Leroux jest, po prostu, głupią babą z trzema zębami, a nie poważną i dostojną opiekunką baletnic. Również główni, obok Upiora z Opery, bohaterowie, Christine Daae i wicehrabia Raoul de Chagny są dosyć mocno spłyceni. Może gdybym najpierw przeczytała książkę, to wcale bym tak nie uważała, może to dźwięki muzyki i głosy śpiewających na scenie aktorów tak mnie zaczarowały, że w granych przez nich postaciach nie dostrzegłam tej dziecięcej naiwności - tak eksponowanej przez pisarza.

Lektura dla tych, którzy chcą poznać kanwę rewelacyjnego musicalu. Dla pozostałych - lektura nieobowiązkowa.

"To koniec
Niechaj Noc utraci głos!"

Przewodnik. Jak wskazuje tytuł - śladami żydów zamieszkujących w przeszłości, ale i teraz, Łódź. Po przeczytaniu Spacerownika po raz kolejny stwierdzam, iż miasto jest pełne uroku, ale wciąż często niezauważanego. Autorka proponuje spacery po starej żydowskiej Łodzi, po Nowym Mieście, szlakiem łódzkich fabrykantów wyznania mojżeszowego. Nie mogło również zabraknąć wspomnienia o najtragiczniejszej karcie w historii łódzkich żydów - getcie stworzonym w lutym 1940 r. Ze Spacerownikiem możemy przejść się po terenie dawnego Litzmannstadt Getto i poznać choć odrobinę historii ludzi, którzy musieli w nim żyć. Przedostatnim punktem wycieczki jest spacer po cmentarzu żydowskim, jednym z największych w Europie. Od siebie mogę dodać, że odwiedziłam to miejsce wcześniej i naprawdę robi wrażenie. Ostatni rozdział dotyczy współczesnej Łodzi żydowskiej.

Łódź jest miastem, którego urok odkryłam stosunkowo niedawno, ale na tyle mocno na mnie podziałało, że z przyjemnością przeczytałam Spacerownik po miejscach związanych ze społecznością, która tak silnie wpłynęła na jego dzisiejszy wizerunek. Każdy rozdział zaczyna się rysem historycznym wybranego "szlaku", a kończy mapką z zaznaczonymi na trasie punktami, które opisane są w środku rozdziału. Ale tak naprawdę nie trzeba znać topografii miasta, żeby czerpać przyjemność z czytania. Opis miejsc jest na tyle plastyczny, że można poczuć ich atmosferę nie będąc tam fizycznie. Dodatkowo Spacerownik zawiera bardzo dużo zdjęć opisywanych przestrzeni i obiektów.

Dla miłośników Łodzi, dla ciekawych kultury żydowskiej. Dla ciekawych świata - tego najbliższego.

Kochanie, czy z nami też tak będzie? Czy to, co zaczyna się romansem skończy się rodziną, a potem życiem obok siebie jakbyśmy byli dwójką nieznajomych? Może będziemy mieli trochę szczęścia i będziemy się lubili. A jakbyśmy mieli więcej szczęścia, to może nawet będziemy się kochać.

Czyja to była wina? Jej czy jego? To był jej pomysł, żeby wyjechać do Szanghaju. I to ona wróciła razem z córką do Londynu zostawiając go samego. Bo powietrze w tym azjatyckim mieście nie było sprzyjające dla dziecka z astmą. Pojechały do Europy na trochę. A on bardzo je kochał - i żonę, i czteroletnią córeczkę. Ale czuł się bardzo osamotniony. Czy to tłumaczy zdradę?

Li JinJin go kochała. On tez się w niej zakochał. Stał się jednym z zachodnich biznesmanów w Szanghaju prowadzących podwójne życie.

Kłamstwa.

My nie pojedziemy do Szanghaju. Ale osamotnienie nie wynika z ilości kilometrów, a z samego oddalenia. Kochanie, czy z nami też tak będzie?

Czy mężczyźni rzeczywiście nie żenią się z kobietami, które naprawdę kochają?

Czarne Słońce - James Twining

czwartek, 3 września 2009


Książka przygodowa, w której trup ściele się gęsto, a bohaterowie nie zastanawiają się nad tym, czy wystarczy im pieniędzy na kolejną podróż do kolejnego państwa.

Ale te podróże są całkowicie usprawiedliwione kiedy szuka się wartościowych dzieł sztuki chcąc wygrać wyścig ze złoczyńcami. A że niektóre z metod stosowanych przez głównych bohaterów pozostają na granicy prawa? To tylko dodaje smaku opowieści. Tak samo jak ich przeszłość, od której chcą się odciąć, a która wciąż pozostaje o krok za nimi.

Niewątpliwą zaletą jest dynamika akcji. I to, że opowieść wciąga. Niektóre fragmenty czytałam z wypiekami na policzkach czując się jakbym razem z Tomem Kirkiem próbowała wydostać się z Ermitażu, żeby nie dać się złapać strażnikom i nie zostać oskarżoną o morderstwo.

Skoro Danem Brownem i jego "Kodem da Vinci" zainteresował się Watykan, to dlaczego za "Czarne Słońce" nie wzięli się specjaliści od II Wojny Światowej? Przecież Twining opierając się, co prawda, na faktach historycznych, również stworzył fikcyjną opowieść. Jak już wspomniałam, wciągającą.

Dobra lektura jeżeli ma się trochę wolnego czasu.

Twitter

Instagram

Wyświetl ten post na Instagramie.

Co tu się...? #mrok #gusła #dziady

Post udostępniony przez Dorota (@schizma9)

© Kawałek Cienia
designed by templatesZoo