Podsumowanie 2013

niedziela, 29 grudnia 2013

Zbliża się koniec roku, więc być może jest to dobry czas na podsumowania. Nie mam w zwyczaju robienia takich rachunków sumienia, ale w sumie czemu by nie spróbować?


Słowa klucze #8

wtorek, 3 grudnia 2013

Nie było mnie tutaj baaardzo dawno. Nie zapomniałam o blogu, ale jakoś namnożyło mi się spraw do ogarnięcia, przez co mniej czytam. Aczkolwiek zachęcam do śledzenia Kawałka Cienia na facebooku, bo tam bywam obecna częściej (grunt to skuteczna reklama) ;)


Charytatywnie - Gramytatywnie

wtorek, 12 listopada 2013



Dawno nic nie pisałam i jeszcze trochę mi się zejdzie zanim skończę czytać zaczęte książki... Ale dzisiaj zwracam się do Was z prośbą :) Wiem, że idą Święta, odkładacie już pieniądze na prezenty albo wydaliście wszystko na nowe powieści ;) Możliwe jest też, że generalnie groszem "nie śmierdzicie"... Jednak może niektórzy z Was mają jakieś luźne złotóweczki na koncie? Jeśli tak, to zachęcam do wzięcia udziału w akcji charytatywnej organizowanej przez redakcję arhn.eu - tutaj wszystkie szczegóły: klik

W ubiegłym roku akcja zakończyła się sukcesem - jak będzie w tym? ;)

PS. Zachęcam do wzięcia udziału w akcji nawet jeśli nie jesteście graczami - wszak kultura, to kultura :)

Worn - Piotr Molenda

poniedziałek, 28 października 2013

To jest chyba nauczka dla mnie, żeby następnym razem posłuchać intuicji.

Wyobraźcie sobie, że bierzecie worek (może być taki większy mieszek), a do środka wrzucacie różne klisze fantasy, wrzucacie tam Władcę Pierścieni, Wiedźmina, Grę o Tron, a na koniec dodajecie jeszcze trochę RPGów (i szczurze ogony). Co otrzymujecie? No.


Ender na wygnaniu - Orson Scott Card

środa, 16 października 2013

Orson Scott Card stworzył serię książek o Enderze (nie tylko taką, ale na niej się skupię). Przeczytałam Grę Endera, więc naturalnym krokiem było sięgnięcie po kolejną pozycję z serii. I tu pojawił się problem - nie wiedziałam, która z książek spełnia to kryterium. Oryginalnie - Mówca umarłych, który powstał w 1986 r., ale w 2008 r. autor popełnił Endera na wygnaniu, którego akcja toczy się pod koniec pierwszej książki. Po zastanowieniu wzięłam tę ostatnią (tzn. przedostatnią w tym wyliczeniu).


Serj Tankian symfonicznie

niedziela, 13 października 2013



Jakoś tak na fali kupowania biletów na koncerty (IM i SOAD) kupiliśmy też bilety na warszawski koncert Serja Tankiana. Kiedy wypadł dzień koncertu? Pierwszego dnia moich studiów podyplomowych. Ale trzeba mieć priorytety.


Czyta: Leszek Filipowicz
Długość: 13 h 14 min

Ryszard Ćwirlej był mi dotąd nieznanym autorem powieści kryminalnych, całe szczęście więc, że dane mi było posłuchać Ręcznej roboty. Naprawdę było warto.


Po MFKiG 2013

poniedziałek, 7 października 2013


Weekend dobiegł końca, a wraz z nim 24. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier w Łodzi. W tym roku w nowym miejscu i bez oficjalnego afterparty.

W nowym miejscu - czyli w Atlas Arenie. Oczywiście mam na myśli tę główną część, bo wystawy odbywały się w różnych lokacjach. Ciekawa jestem jak organizatorzy oceniają Arenę, czy to rzeczywiście był dobry wybór. W zeszłym roku rzeczywiście bywało ciasno, w tym roku w niektórych przejściach wcale nie było lepiej.


Gra Endera - Orson Scott Card

środa, 2 października 2013

31 października do polskich kin wchodzi film pt. Gra Endera, więc uprzedzając ten fakt postanowiłam przeczytać książkę pod tym samym tytułem (taka jestem zapobiegawcza!). Co z tego wyszło? Odpowiedź, oczywiście, w dalszej części tekstu (budowanie napięcia, dum dum dummm).



Wytrwale czytam Pieśń Lodu i Ognia, ale tym razem jestem trochę zawiedziona. Szczególnie czytając Cienie śmierci miałam cały czas wrażenie, że czytam wstęp do czegoś, że to taka "rozbiegówka", że zaraz powinno w końcu zacząć się coś dziać. I tak upłynęło mi 510 stron. Sieć spisków była pod tym względem lepsza, ale właściwie też nie za wiele się wydarzyło. Dopiero pod koniec historia nabrała nieco rumieńców.


Dowiedziałam się z tej książki na przykład czym różni się ciota od geja.

Mamy takie czasy, że, ze względu na wszechobecną poprawność polityczną, strasznie ciężko jest mi pisać o tej książce. Nawet jeżeli nie chciałabym wygłaszać poglądów, w mojej ocenie, kontrowersyjnych, to zawsze może się znaleźć ktoś, kto poczuje się w jakiś sposób dotknięty. No ale ok, może najpierw kilka słów o czym w ogóle jest Lubiewo bez cenzury.


[Słowa klucze #7]

sobota, 14 września 2013

Dawno nie było żadnego wpisu, ale to nie znaczy, że nic nie czytam albo w ogóle nie ma mnie w Internecie. Swoją obecność staram się zaznaczać na fejsiku, a poza tym czytam kolejne tomy Pieśni Lodu i Ognia, a to nie przelewki ;) Dlatego dzisiaj kolejna prezentacja kreatywności osób korzystających z internetowych wyszukiwarek (pisownia,jak zawsze, oryginalna):


Wspominałam już, że lubię książki reportażowe? Dzięki przesympatycznej pani doktor, z którą miałam wprowadzenie do antropologii kultury na trzecim roku studiów, poznałam (i sprzedałam innym!) m.in. Tiziano Terzaniego oraz Jacka Hugo-Badera. Tego drugiego być może znają czytelnicy Gazety Wyborczej, a jeśli nie, to powinni poznać. Wszyscy.

W rajskiej dolinie wśród zielska to zbiór reportaży z byłego Związku Radzieckiego publikowanych na łamach GW od 1993 do 2001 r. Trzeba o tym pamiętać, bo kontekst nieco się zmienił, kto inny jest u władzy i być może czym innym żyją ludzie przedstawieni w tekstach. A może wcale nie. Bo cóż może być ważniejszego na dalekiej północy niż pełen brzuch? Liczy się to co jest tu i teraz, a nie gdzieś tam, w dalekiej Moskwie.


Czytacie właśnie o pierwszej polskiej książce kryminalnej wydanej w 1925 r. i już rok później zekranizowanej przez Henryka Szaro (tak, tak - w 1926 powstał niemy film pod tym samym tytułem). Jest morderstwo, fałszywe tropy i międzywojenna Warszawa z jej salonami. Słowem, dzieje się.

Zaczyna się od tego, że Warszawę swoimi występami w kabarecie Złoty Ptak uwodzi satyryk i prześmiewca znany jako Czerwony Błazen. Nawet dyrektor przybytku nie zna prawdziwej tożsamości artysty, który nie zostawia suchej nitki na stołecznej śmietance towarzyskiej, ale ów dyrektor o nic nie pyta - tylko liczy pieniądze z biletów, bo mimo że drogie, to ludzie i tak przychodzą, żeby posłuchać o swoich znajomych. Oczywiście wszystko do czasu morderstwa - w garderobie Czerwonego Błazna zostaje znaleziony zasztyletowany bankier, a jedynym tropem okazuje się odcisk ręki należący do młodego, ale zdolnego i wysoko postawionego urzędnika, Wiktora Skarskiego.


Pomyślałam sobie, że na urlopie trzeba przeczytać coś lekkiego i zabawnego, czyli Pratchett nadawał się do tego znakomicie.

Generalnie chodzi o to, że bóg ma tym większą moc, im więcej ludzi w niego wierzy. Tylko tak naprawdę wierzy, a nie jedynie machinalnie wykonuje rytuały w strachu przed Kwizycją. Jeżeli ludzie przestają wierzyć w boga, trafia on na pustynię - tam, gdzie jest miejsce pomniejszych bóstw. Chyba że jest zdeterminowany – wtedy może stać się np. żółwiem i w tej postaci przemawiać do wyznawców. Albo do jednego wyznawcy jeżeli akurat w okolicy nikt więcej w niego nie wierzy.



Właściwie to tylko zaznaczam, że przeczytałam, bo mam wrażenie, że co bym nie napisała to będzie spoiler. W obawie o to, że jakaś dobra dusza napisze o czym rozprawiał cały Internet po tym jednym pamiętnym odcinku serialu postanowiłam, że pochwalę się lekturą dopiero po zakończeniu całości. Aha, i wyłączam możliwość komentowania. W trosce o swoje i innych dobre samopoczucie.


Facebook (i inne takie)

niedziela, 18 sierpnia 2013

Planowałam zrobić to z okazji 4-tych urodzin bloga, ale jak zwykle gdzieś mi te urodziny umknęły. Tzn. w tym roku akurat wydarzenia rodzinne zupełnie zdezorganizowały mi czas. No ale nic to, w naturze nic nie ginie i oto jest! Świeżutka strona Kawałka Cienia na fejsie! O, tutaj: klik. Zapraszam do polubienia :) Poza tym można mnie (nie bloga) obserwować na twitterze, a blog jest obecny także na bloglovin. Odnośniki do wszystkich tych miejsc można znaleźć z prawej strony. Życzę samej przyjemności z odwiedzania Kawałka Cienia w sieci :)
Urlop niestety dobiegł końca, a ja próbuję nadrobić zaległości blogowe i ogarnąć jakoś to co pojawiło się w Internecie podczas mojej nieobecności. Przyznam, że idzie mi to dosyć opornie. Nie mogę się też zabrać za moje własne (rzec by można, osobiste) zaległości w postaci przeczytanych i nieopisanych książek, ale mam nadzieję, że jakoś powoli się wygrzebię z tego lenistwa (chociaż o koncercie udało mi się napisać ;) ). Ale do rzeczy.

Dziewczęta z Szanghaju kupiłam kiedyś razem z Ulicą Tysiąca Kwiatów, bo egzotyka, bo Daleki Wschód, bo może być ciekawe i takie tam. W sumie nie było źle.



Żałuję, że nie mogę Wam tego pokazać. Niesamowite.

Po raz drugi w te wakacje wybraliśmy się z quazem na koncert w łódzkiej Atlas Arenie. Na ten pierwszy, Iron Maiden, chyba bardziej czekaliśmy, bo i zespół był nam lepiej znany (relacja z koncertu IM tutaj: klik). Na ten drugi, wczorajszy, bilety kupiliśmy chyba trochę pod wpływem impulsu (ale ów impuls musiał być dosyć wyraźny skoro w ogóle udało nam się je dostać). Nie żałuję.



Tak to jest. Człowiek kupi, a potem wypada przeczytać. Przeczytałam.

Na początku nawet całkiem mi się spodobało, ten klimat peerelowskiej Warszawy z domieszką sf. Pomysł wydał mi się ciekawy i czekałam co z tego wyniknie. Co dostajemy w ramach tego pomysłu? Bohatera, Tomasza Szczepańskiego, wpisującego się w charakterystykę kryminałów noir, miasto spowite mgłą, a do tego artefakty należące do obcych ras. Jest ciekawie?


World War Z - Max Brooks

wtorek, 16 lipca 2013

Do tej pory tylko raz miałam przyjemność (?) spotkać się oko w oko z zombie - oglądając Zombieland z Markiem Zuckerbergiem (Jessem Eisenbergiem). Aha, i grałam w Plants vs. Zombies, ale nie jestem pewna czy to się liczy. Ja wiem, taki ograny motyw, a tu tylko takie przelotne spotkania... (nie licząc oczywiście zombiaków widzianych na telewizorze kiedy quaz pokonywał kolejne ich hordy w kolejnych grach). Postanowiłam to zmienić. Ekhem. A właściwie to quaz mi w tym pomógł. No ale liczy się efekt.



No, może bez przesady, ale przyznaję, że marzyłam o "Fear of the Dark" na żywo chyba odkąd pierwszy raz ten kawałek w wersji koncertowej usłyszałam. I w końcu mi się udało.


Czyta: Olga Bończyk
Długość: 10 h 28 min

Wysłuchałam tej cukierkowej opowieści, która na początku niemal zdołała mnie oszukać, ale ostatecznie mnie nie kupiła.


[Słowa klucze #6]

czwartek, 20 czerwca 2013

Nie wiem jak (i kiedy) to się stało, ale od poprzednich [Słów kluczy] minął ponad rok... Zamierzam to nadrobić :) Jak zawsze pisownia oryginalna i jak zawsze zapraszam:


Będzie krótko.

Kupiłam Ulicę Tysiąca Kwiatów, bo w którejś księgarni internetowej (ebookowej) była akurat zniżka. Nie wiedziałam o tej książce kompletnie nic - przyciągnęło mnie egzotyczne nazwisko autorki. Pomyślałam sobie: "aha! pewnie o Japonii!". Przenikliwa ja.


Bardzo lubię czytać o Japonii. Nie wiem, może to jakieś zboczenie (nie jestem jednak fanką anime ani mangi). Lubię czytać o Japonii, bo jest dziwna. Zupełnie inna od tego co otacza nas w Europie, chociaż z naszej kultury również czerpie. Łączy ją ze swoją kulturą i wychodzi z tego nowa jakość... W każdym razie coś nowego z tego wychodzi.

Tatami kontra krzesła ma być swego rodzaju "słownikiem" - i jest. Autor pokrótce naświetla problemy społeczne lub po prostu specyfikę Kraju Kwitnącej Wiśni. Przytacza dane statystyczne i próbuje je omówić - często przez porównanie do innych danych statystycznych, dotyczących krajów nam bliższych (niestety Polska się w tych porównaniach za bardzo nie pojawia). Raczej nie można tej książki potraktować jako przewodnika, to raczej wstęp do bliższego poznania Japonii. Bo co Wam po informacji, że kraj ten cierpi na syndrom niezmienianych majtek (dotyczy młodych dziewczyn) albo japońscy rodzice miewają problem z hikikomori, którzy zamykają się w swoich pokojach i z nich nie wychodzą? Takich ciekawostek jest tam więcej, ale poprzetykane są np. nudnymi (jak dla mnie) wywodami dotyczącymi kryzysu gospodarczego.


Autopromocja

niedziela, 9 czerwca 2013


Założyłam konto na Bloglovin'... Jeśli macie ochotę, to klikajcie (po prawej stronie jest duuuży przycisk do tegoż). Jeszcze nie do końca ogarnęłam ten serwis, ale się staram. Generalnie wygląda bardzo prosto na pierwszy rzut oka i to mnie nieco dezorientuje, ale widziałam na innych blogach, że jest coraz bardziej popularny. Więc, zgodnie z zasadą owczego pędu (czy też jakąkolwiek inną), wszyscy mają - mam i ja. Konformizm hardo.

Zobaczycie, mój blog w końcu zyska też stronę na fejsie, a może nawet na google+ !

PS. Nie znalazłam odpowiedniego obrazka, więc dzisiaj wpis jest bez.
Myślę, że nie ma osoby, która nie znałaby utworu "Je t'aime... moi non plus". Nawet jeżeli nie kojarzycie po tytule to i tak na pewno znacie. Człowiek, który ten utwór stworzył we Francji był wielką gwiazdą, był też wielkim ekscentrykiem, ale mówią, że geniusz idzie w parze z szaleństwem.

Sylvie Simmons postanowiła opisać życie muzyka (aktora, reżysera, tekściarza) niemal rok po roku. Co stworzył, dla kogo, jak to zostało przyjęte, a w tle toczące się życie prywatne i kolejne kobiety - wśród nich chyba ta najważniejsza, angielska aktorka, Jane Birkin. Właściwie książkę można podzielić na trzy części: okres przed Jane, 12 lat z nią i czas po niej, będący na dobrą sprawę równią pochyłą, po której staczał się Serge. Ale, bez względu na to, co mówił, to nie przez nią się staczał. Myślę, że tak czy inaczej w jakiś sposób dążył do dna.


Trociny - Krzysztof Varga

poniedziałek, 27 maja 2013

"W dniu, w którym umarła Amy Winehouse, miałem potężną biegunkę."*

Bardzo mi się to zdanie podoba, dlatego ono dzisiaj otwiera poniższy tekst.

Nie wiem jak Wy, ale ja czasem nienawidzę świata. Mam ochotę go podpalić i obserwować jak trawią go płomienie. Najpierw nieśmiałe, potem szalejące, a na koniec znowu mniejsze - jakby nasycone po obfitym obiedzie (lubię czasem takie pretensjonalne metafory ;) ).


Hipokryzja mediów

piątek, 17 maja 2013

Dzisiaj nietypowo, bo sam filmik, do tego nie mój ;) Jednakowoż zgadzam się z jego przekazem, więc pokazuję. Polecam też przeczytać (bezpośrednio pod filmem, na yt) opis.



Po moim ostatnim hejterstwie wracam do korzeni. Czyli czas na kolejną opinię o kolejnej przeczytanej książce.

Scarborough, lipiec 2008, w parku dochodzi do morderstwa młodej dziewczyny. Ta sama okolica, październik tego samego roku, za miastem w tajemniczych okolicznościach ginie starsza kobieta. Czy te dwie zbrodnie coś ze sobą łączy? Z pewnością komisarz Valerie Almond będzie próbowała to sprawdzić, bo bardzo zależy jej na rozwiązaniu zagadek. Jeżeli jej się nie uda, śledztwo przejmie "góra". Również wnuczka zamordowanej starszej pani chce się dowiedzieć co się właściwie stało. A gdzieś w tle majaczy drugie dziecko.



Kadr z filmu "Fahrenheit 451" (reż. François Truffaut)

Do niedawna żyłam sobie w przekonaniu, że blogerzy książkowi i ich blogosfera to taka totalna nisza, do której nikt nie zagląda oprócz nich samych - tak wynikało również z moich badań przeprowadzonych do pracy magisterskiej w zeszłym roku. Choć odbiorcy blogów (wszystkich) dzielą się między innymi na aktywnych i pasywnych, czyli takich, którzy zostawiają komentarze i ich nie zostawiają, to nie mając dostępu do statystyk, nie mogłam sprawdzić jak dużo tych drugich przewija się przez blogi.


Eryk - Terry Pratchett

czwartek, 9 maja 2013


Lektura na jeden wieczór (lub dzień). Na początku długiego weekendu majowego pomyślałam, że mam ochotę przeczytać coś Pratchetta, bo dawno do niczego jego autorstwa nie sięgałam. Podeszłam do stosu książek, które czekają na nowy regał (już niedługo!), wybrałam Eryka i zaczęłam czytać. Skończyłam zanim zrobiło się ciemno. W międzyczasie zrobiłam obiad i w Internecie poczytałam trochę na temat Fausta oraz Boskiej Komedii.



Szukaliście kiedyś swoich korzeni? Próbowaliście stworzyć drzewo genealogiczne swojej rodziny dalej niż do pokolenia pradziadków? A może nie musicie tego robić, bo pochodzicie ze szlacheckiego rodu, który od wieków przechowuje informacje o swych protoplastach?



Można się z Cejrowskim nie zgadzać w kwestiach światopoglądowych, można go nie lubić, można go nie oglądać w telewizji, ale nie można mu odmówić umiejętności opowiadania. A właściwie snucia Opowieści. I nie każe nam przy tym leżeć krzyżem w dżungli.

Nie mówi też, że w dżungli jest lepiej niż w cywilizacji, ani że tamtejsze jedzenie jest znacznie lepsze od naszego, bo zdrowsze. Indianie nie używają soli, bo jej nie mają w równikowym klimacie puszczy amazońskiej, a poza tym dla nich ważne jest, żeby mieć pełny brzuch, a nie żeby jedzenie było smaczne (och, ileż to razy słyszałam w niedzielę rano w radiu, że w Ameryce Południowej nie znajdziecie na stołach soli ani pieprzu, a tylko jakąś tam inną przyprawę - wybaczcie, ale nie pamiętam teraz jaką, pewnie jakąś wyprodukowaną z manioku - i jakie to jest fantastyczne...).


Przeczytałam dawno temu pewien tekst. Recenzję właściwie. I wątpliwości, które od jakiegoś czasu gdzieś tam kłębiły mi się w głowie, nabrały kształtu. No bo właśnie - kiedy czytam książkę, która w oryginale została napisana w innym języku niż polski, to skąd mogę mieć pewność, że to jest ten sam tekst? Na dobrą sprawę czytam opowieść stworzoną wspólnie przez autora i tłumacza. Wiadomo, sposobem na czytanie tego co napisał pisarz, a nie tłumacz, jest sięganie po książki w oryginale. Tylko że jeśli miałabym czytać po angielsku, to schodziłoby mi się 3 razy dłużej niż teraz - i prawdopodobnie mniej zostawałoby mi w głowie. Innych języków nie znam (ale pracuję nad tym!), więc siłą rzeczy ominęłaby mnie literatura pisana po hiszpańsku, francusku, czy też w suahili. Zatem jestem skazana na przekłady. Muszę mieć tylko nadzieję, że robią to ludzie, którzy mają wyczucie i jednak starają się oddać ducha oryginału, a nie tylko swojego.

Odkrywanie polskich pisarzy jest fascynujące. Stykając się z polską prozą widzę jak barwny jest nasz ojczysty język i jak świetnie można go wykorzystywać w opowiadaniu historii. Tłumaczenia obcojęzycznych książek chyba nie zawsze oddają ducha opowieści. Może jest to też kwestia pozycji, które wybieram do czytania - w przypadku polskiej literatury staram się (podkreślam: staram się) czytać to, co wydaje mi się mieć jakąś większą wartość (często: bo zostało w jakiś sposób wyróżnione) (sorry, ale Michalak skutecznie zniechęciła mnie do czytania polskich książek „jak leci”). To trochę jak z kinem - szkoda mi czasu i pieniędzy, żeby iść na jakiś marny polski film (wiem, wiem, ostatnio podobno jest lepiej), wolę iść na amerykańską superprodukcję, która może nie jest bardzo ambitna, ale przynajmniej zapewnia rozrywkę.*


Metro 2033 – Dmitry Glukhovsky

poniedziałek, 25 marca 2013


Wyobraźcie sobie taką sytuację: wybuch bomby atomowej, który na całej planecie niszczy życie w takiej formie jaką znamy. Akurat byliście w Warszawie, w okolicach metra, mieliście czas, żeby instynktownie się w nim schować. Odwrotu nie ma, bo promieniowanie na zewnątrz jest zbyt wysokie. Po kilku latach na stacjach metra tworzą się frakcje: od Młocin do Słodowca – komuniści, od Marymontu do Ratusza – Związek Hipsterów, Świętokrzyska i Centrum – Stowarzyszenie Kupców Warszawskich (ktoś musi karmić i odziewać mieszkańców), Politechnika i Pole Mokotowskie – AA (Autochtoni Anemiczni - rzecz jasna), od Racławickiej do Wilanowskiej – faszyści, od Służewa do Kabatów – Wyznawcy Apple’a. Wyobraziliście sobie to?


Muzyka na niedzielę

niedziela, 17 marca 2013

Właściwie to na niedzielny wieczór ;) "Metro 2033" i "Pod Mocnym Aniołem" się czytają, w międzyczasie upiekliśmy z quazem ciasto czekoladowe (moje pierwsze ciasto!), a teraz czas na odprężenie przy muzyce, która chodzi za mną od kilku dni:


Enjoy!

Skuszona wrażeniami jakich dostarczyła mi Charlotte Link w książce Echo winy postanowiłam sięgnąć po coś jeszcze jej autorstwa, żeby przekonać się czy rzeczywiście jest dobra w pisaniu thrillerów i książek sensacyjnych. Wybór padł na Ostatni ślad (również dlatego, że akurat na stronie allegro była promocja na ebooki, a ja od jakiegoś czasu jestem dumną posiadaczką Kindle’a).

Dygresja: zawsze mam problem kiedy muszę jakąś książkę zaklasyfikować do thrillerów lub sensacji. Wiem, że różne serwisy radzą sobie z tym tworząc kategorię kryminał/thriller/sensacja, ale w takim razie - po co w ogóle taki podział? Niuanse klasyfikacji chyba na zawsze pozostaną dla mnie tajemnicą.



Czyta: Grzegorz Przybył
Długość: 53 min. (serio)

Czarny kot to zbiór trzech opowiadań: Czarny kot (zaskoczeni?), Beczka Amontillado oraz Zdradzieckie serce. Z każdego z nich wyziera groza w klasycznym wydaniu (czyli XIX-wiecznym) i chociaż na mnie już nie odniosły takiego skutku jaki pewnie był zamierzony, to i tak słuchałam z przyjemnością.



Czyta: Jakub Sender
Długość: 380 minut (6 godzin 20 minut)

Korzystając z tego, że ze strony Audeo.pl można było za darmo pobrać Psa Baskerville’ów pod postacią audiobooka, ta dam!, pobrałam go. Od dawna nęciły mnie przygody Sherlocka Holmesa, a już szczególnie po obejrzeniu dwóch filmów, w których w postać detektywa wcielił się Robert Downey Jr. (oczywiście nie należy też zapominać o Watsonie, którego we wspomnianych produkcjach zagrał Jude Law). Obiecywałam sobie, że kiedy w końcu zapiszę się do miejskiej biblioteki, to na pewno wypożyczę jakąś książkę o Holmesie. I na pewno jeszcze kiedyś to zrobię! Ale póki co audiobook wysłuchany głównie w kuchni podczas gotowania.



Tak właściwie to co można napisać o Starciu królów? Że dobre? No, dobre. Że wciągające? No, wciągające. Że kolejna część serii? No, nie ulega wątpliwości.

Ale serio, to po prostu dobra kolejna część serii. Jeśli czytaliście Grę o Tron, to Starcie królów też powinno się Wam spodobać. Poznajemy w nim dalsze losy członków rodów Starków, Lannisterów, Targaryenów oraz tych, którzy przysięgali im wierność. Nawet nie mogę Wam powiedzieć czyje przygody znowu śledzimy, bo jeżeli czyta to ktoś, kto jeszcze nie zna pierwszej części Pieśni Lodu i Ognia może stwierdzić, że za dużo zdradzam - w tym przypadku, kto przeżył.



Bardzo długo zbierałam się do napisania tego tekstu. Tak długo, że już nie pamiętam wszystkich niuansów przeczytanej historii. Ale czasem trzeba wziąć głębszy oddech (tak się mówi?), trochę odpocząć, spojrzeć z dystansu na to co się robi.

Zatem do rzeczy. Nie dość, że długo się zbierałam do napisania o tej książce (właściwie to do napisania o czymkolwiek), to długo też zbierałam się do jej przeczytania. Powód był prosty - książka jest długa, a ja nie miałam czytnika. Czytanie z ekranu komputera, o czym już się przekonałam, jest dosyć niewygodne i na dłuższą metę męczące. Szansa na przeczytanie Pierwszej... pojawiła się kiedy zaczęłam pracę, w której, jak się okazało, nie zawsze jestem zawalona sprawami nie cierpiącymi zwłoki. Tak sobie zaczęłam podczytywać, ale to też szło dosyć opornie. Aż w końcu na Gwiazdkę dostałam Kindle’a i w końcu osiągnęłam kolejny czytelniczy sukces.



Mam z tym opowiadaniem problem. Powiem wprost: nie podobało mi się, ale dostałam je od autora. I nie mówcie, że to nie ma żadnego znaczenia. Widziałam na jakimś blogu (nie pamiętam już na jakim) dosyć entuzjastyczną recenzję Rozmazanego makijażu i zaczęłam się zastanawiać czy ja czegoś tam może nie dostrzegłam. Ale, tak prawdę mówiąc, nie sięgałam głębiej, bo wierzch mnie nieco odrzucił.

Historia, jak to w opowiadaniu, jest prosta. Nastoletnia Amelia zakochuje się w swoim nauczycielu historii. Dla niego się maluje, dla niego się ubiera, do niego pisze wiersze. Ale na imprezie urodzinowej koleżanki poznaje pewnego maturzystę (sama jest w gimnazjum), który przez moment alkoholowego zamroczenia wydaje jej się bardziej odpowiednim partnerem. Jak to wszystko się kończy? Do pewnego stopnia nieoczekiwanie.


Dym i lustra - Neil Gaiman

wtorek, 1 stycznia 2013

Dym i lustra to lektura specyficzna. Składają się na nią opowiadania, które Gaiman pisał w latach 80-tych głównie do różnych antologii, a tutaj zostały pozbierane i wydane jako oddzielna książka.

Książka dziwna, nieco koszmarkowa, często tchnąca horrorem. Wiadomo, autor Panem jest i Władcą na swoim poletku, ale mnie chyba nie podeszły jego opowiadania. Poza trzema – jedno stworzone jako prezent ślubny (nie wręczony) o pewnym małżeństwie, które czytało historię swojego życia, drugie o starszej kobiecie, która w sklepiku ze starzyzną kupiła Świętego Graala, a trzecie o aniołach. Pozostałych nie mogłam czytać przed snem.


Twitter

Instagram

Wyświetl ten post na Instagramie.

Co tu się...? #mrok #gusła #dziady

Post udostępniony przez Dorota (@schizma9)

© Kawałek Cienia
designed by templatesZoo