album
Kolumbia
literatura faktu
literatura podróżnicza
literatura polska
przygoda
Można się z Cejrowskim nie zgadzać w kwestiach światopoglądowych, można go nie lubić, można go nie oglądać w telewizji, ale nie można mu odmówić umiejętności opowiadania. A właściwie snucia Opowieści. I nie każe nam przy tym leżeć krzyżem w dżungli.
Nie mówi też, że w dżungli jest lepiej niż w cywilizacji, ani że tamtejsze jedzenie jest znacznie lepsze od naszego, bo zdrowsze. Indianie nie używają soli, bo jej nie mają w równikowym klimacie puszczy amazońskiej, a poza tym dla nich ważne jest, żeby mieć pełny brzuch, a nie żeby jedzenie było smaczne (och, ileż to razy słyszałam w niedzielę rano w radiu, że w Ameryce Południowej nie znajdziecie na stołach soli ani pieprzu, a tylko jakąś tam inną przyprawę - wybaczcie, ale nie pamiętam teraz jaką, pewnie jakąś wyprodukowaną z manioku - i jakie to jest fantastyczne...).
No dobrze, hejt na wiadomą podróżniczkę odkładam na bok. A o czym jest Rio Anaconda? Najkrócej rzecz ujmując, o spotkaniu (to słowo nie do końca oddaje sens tego co chcę powiedzieć) podróżnika z indiańskim plemieniem Carapana zamieszkującym Dzikie Ziemie gdzieś w Kolumbii (tzn. Dzikie Ziemie nie są takie trudne do zlokalizowania, ale ich natura – przynajmniej wtedy kiedy był tam Cejrowski, jakieś 15 lat temu – jest dosyć, no, dzika). Autor, trochę jak nurek głębinowy, który musi powoli i z przystankami wypływać na powierzchnię, najpierw spotyka się z Indianami mieszkającymi bliżej cywilizacji i mającymi z nią kontakt, a dopiero potem zagłębia się w dżunglę w poszukiwaniu ludzi żyjących bez kontaktu z cywilizacją, wciąż w epoce kamienia.
Naszła mnie taka refleksja związana między innymi z misjonarzami wysyłanymi w takie rejony świata. Bo o ile ciekawe są relacje antropologiczne z niedostępnych obszarów, o tyle nieuzasadnione wydaje mi się narzucanie plemionom tubylczym wierzeń i zasad postępowania z naszego świata. No bo niby dlaczego nasza cywilizacja ma być lepsza od ich? Dlaczego nasze bóstwa mają być bardziej uprawnione? Mierzymy wszystko naszą miarą sądząc, że ona jest najlepsza. Dlaczego najpierw szukamy tych plemion, a potem uważamy, że ci ludzie są gorsi od nas, dyskryminujemy ich nawet jeżeli się asymilują? Taka tam dygresja.
Sama książka jest wydana przepięknie. Wygląda jak album z mnóstwem kolorowych zdjęć w środku, a przy tym, oprócz samej Opowieści, dostajemy „czarne strony”, na których autor wyjaśnia różne wątki wymagające rozwinięcia, a których objaśnianie w zwartym tekście zaburzałoby cały rytm książki. Wszystko to zaserwowane na kredowym papierze, który w przypadku fotografii jest strzałem w dziesiątkę (chociaż trochę paluchy widać), ale w przypadku tekstu… odbija się w nim światło, a to już takie fajne nie jest. No i mam wrażenie, że książka jest przez ten papier cięższa (dosłownie), ale może to tylko subiektywne odczucie.
W czasie lektury można się pośmiać, poprzecierać trochę oczy ze zdumienia, ale też odrobinę się zadumać. Warto się zapoznać.
Share /
Można się z Cejrowskim nie zgadzać w kwestiach światopoglądowych, można go nie lubić, można go nie oglądać w telewizji, ale nie można mu odmówić umiejętności opowiadania. A właściwie snucia Opowieści. I nie każe nam przy tym leżeć krzyżem w dżungli.
Nie mówi też, że w dżungli jest lepiej niż w cywilizacji, ani że tamtejsze jedzenie jest znacznie lepsze od naszego, bo zdrowsze. Indianie nie używają soli, bo jej nie mają w równikowym klimacie puszczy amazońskiej, a poza tym dla nich ważne jest, żeby mieć pełny brzuch, a nie żeby jedzenie było smaczne (och, ileż to razy słyszałam w niedzielę rano w radiu, że w Ameryce Południowej nie znajdziecie na stołach soli ani pieprzu, a tylko jakąś tam inną przyprawę - wybaczcie, ale nie pamiętam teraz jaką, pewnie jakąś wyprodukowaną z manioku - i jakie to jest fantastyczne...).
No dobrze, hejt na wiadomą podróżniczkę odkładam na bok. A o czym jest Rio Anaconda? Najkrócej rzecz ujmując, o spotkaniu (to słowo nie do końca oddaje sens tego co chcę powiedzieć) podróżnika z indiańskim plemieniem Carapana zamieszkującym Dzikie Ziemie gdzieś w Kolumbii (tzn. Dzikie Ziemie nie są takie trudne do zlokalizowania, ale ich natura – przynajmniej wtedy kiedy był tam Cejrowski, jakieś 15 lat temu – jest dosyć, no, dzika). Autor, trochę jak nurek głębinowy, który musi powoli i z przystankami wypływać na powierzchnię, najpierw spotyka się z Indianami mieszkającymi bliżej cywilizacji i mającymi z nią kontakt, a dopiero potem zagłębia się w dżunglę w poszukiwaniu ludzi żyjących bez kontaktu z cywilizacją, wciąż w epoce kamienia.
Naszła mnie taka refleksja związana między innymi z misjonarzami wysyłanymi w takie rejony świata. Bo o ile ciekawe są relacje antropologiczne z niedostępnych obszarów, o tyle nieuzasadnione wydaje mi się narzucanie plemionom tubylczym wierzeń i zasad postępowania z naszego świata. No bo niby dlaczego nasza cywilizacja ma być lepsza od ich? Dlaczego nasze bóstwa mają być bardziej uprawnione? Mierzymy wszystko naszą miarą sądząc, że ona jest najlepsza. Dlaczego najpierw szukamy tych plemion, a potem uważamy, że ci ludzie są gorsi od nas, dyskryminujemy ich nawet jeżeli się asymilują? Taka tam dygresja.
Sama książka jest wydana przepięknie. Wygląda jak album z mnóstwem kolorowych zdjęć w środku, a przy tym, oprócz samej Opowieści, dostajemy „czarne strony”, na których autor wyjaśnia różne wątki wymagające rozwinięcia, a których objaśnianie w zwartym tekście zaburzałoby cały rytm książki. Wszystko to zaserwowane na kredowym papierze, który w przypadku fotografii jest strzałem w dziesiątkę (chociaż trochę paluchy widać), ale w przypadku tekstu… odbija się w nim światło, a to już takie fajne nie jest. No i mam wrażenie, że książka jest przez ten papier cięższa (dosłownie), ale może to tylko subiektywne odczucie.
W czasie lektury można się pośmiać, poprzecierać trochę oczy ze zdumienia, ale też odrobinę się zadumać. Warto się zapoznać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oj warto :)
OdpowiedzUsuńCzyli też Ci się podobała ta książka ;)
UsuńNie wiem, czy misjonarze narzucają wiarę, to chyba nie tak działa...
OdpowiedzUsuńRacja, nazwijmy to raczej stosowaniem agresywnego marketingu teologicznego wobec ludzi, u których nie wykształciła się kulturowo odporność na taki marketing.
UsuńTo wcale nie narzucanie wiary ;)
Hm, zaskakuje mnie Twoja znajomość tematu. Jak tylko będę miała okazję, nie omieszkam zgłębić tematu.
UsuńCelem misjonarzy jest szerzenie chrześcijaństwa, więc chyba jednak trochę narzucają wiarę. Poza tym co nas uprawnia do tego, żeby mówić, że monoteizm jest lepszy od politeizmu? Chodzi tylko o to, żeby się zastanowić czy nie postrzegamy naszych działań jako dobre tylko dlatego, że to są nasze działania.
UsuńCejrowski faktycznie świetnie opowiada. W swoich świetnych programach jak i na papierze, na którym pisze tak jak mówi w telewizji (budowa tego zdania...). Przeczytałem tylko "Podróżnika", a podobno jest to jego najsłabsza, bo pierwsza książka. Szkoda, że jako człowiek okazał się takim cymbałem i nie chodzi tylko o różnice poglądowe, ale o to co robi i jak się zachowuje. Dopóki go tylko widzę w programie "Boso przez świat" ("Boso" już nie!) i czytam jest dobrze, a co ja mogę więcej chcieć?
OdpowiedzUsuńZ tego co kiedyś mi się obiło o uszy, to sam Cejrowski chyba nie był zadowolony z "Podróżnika", a już na pewno nie był zadowolony z jego ponownego wydania. Czy coś takiego ;)
UsuńDroga schizmo, mam do ciebie pytanie nie związane z książkami, a wyłącznie z blogiem. Czy do ciebie też, tak jak do mnie, wchodzą ludzie z dziwnych, rosyjskich stron takich jak filmhill i temu podobne i czy dużo masz wyświetleń z takich stron?
OdpowiedzUsuńZapytałbym inaczej, ale coś mi się z mailem dzieje :)
Jakiś czas temu rzeczywiście zauważyłam sporo wejść z Rosji (patrząc na te bloggerowe statystyki), ale w ostatnim tygodniu mam tylko 8 wejścia stamtąd (chociaż rzeczywiście 3 są z tej strony, którą wymieniłeś). Znacznie więcej mam ze Stanów (jeśli chodzi o zagraniczne odwiedziny).
UsuńDzięki wielkie za odpowiedź. Podejrzane te ruskie strony. Pewnie jakiś spam i wolałem się upewnić jak to jest u innych. To chyba norma na blogspocie.
UsuńJa właśnie też się trochę zaniepokoiłam, ale to pewnie jakieś boty po prostu ;)
UsuńNie martw się, mnie też nękają. Z tym że moje są anglojęzyczne.
UsuńCześć!
OdpowiedzUsuńWiem jak odbierane są takie wiadomości, bo sama piszę bloga, ale mimo wszystko spróbuję. Wiesz dlaczego? Bo chcę pomóc koleżance. Niesamowicie utalentowana bloggerka wydała książkę, ale w naszym kraju nie wspiera się debiutantów. Książka ma same pozytywne recenzje, więc na pewno spodoba się ludziom, jeśli ją przeczytają. Może i Ty się skusisz?
Chociaż sprawdź: www.o-k.xn.pl
Spam w czystej postaci...
UsuńDo Cejrowskiego podchodzę jak pies do jeża. Próby czytania jego opowieści zakończyły się fiaskiem. No cóż, może za jakiś czas...
OdpowiedzUsuńNie ma się co zmuszać - jest tyle innych książek do przeczytania ;)
Usuń