Przeczytałam dawno temu pewien tekst. Recenzję właściwie. I wątpliwości, które od jakiegoś czasu gdzieś tam kłębiły mi się w głowie, nabrały kształtu. No bo właśnie - kiedy czytam książkę, która w oryginale została napisana w innym języku niż polski, to skąd mogę mieć pewność, że to jest ten sam tekst? Na dobrą sprawę czytam opowieść stworzoną wspólnie przez autora i tłumacza. Wiadomo, sposobem na czytanie tego co napisał pisarz, a nie tłumacz, jest sięganie po książki w oryginale. Tylko że jeśli miałabym czytać po angielsku, to schodziłoby mi się 3 razy dłużej niż teraz - i prawdopodobnie mniej zostawałoby mi w głowie. Innych języków nie znam (ale pracuję nad tym!), więc siłą rzeczy ominęłaby mnie literatura pisana po hiszpańsku, francusku, czy też w suahili. Zatem jestem skazana na przekłady. Muszę mieć tylko nadzieję, że robią to ludzie, którzy mają wyczucie i jednak starają się oddać ducha oryginału, a nie tylko swojego.
Share /
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tak samo jak kucharzowi przygotowującemu poza widokiem Twoje jedzenie musisz zaufać tłumaczowi :)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, ale podywagować można ;) Przy czym zawsze istnieje możliwość, że się czymś struję ;)
UsuńSłuszna uwaga. Ciężko zapomnieć o takich perełkach jak nadanie Aragornowi z "Władcy Pierścieni" ksywy "Łazik". Btw. widzę, że nie tylko ja poświęcam czas blogowi w okresie społecznie odbieranym jako przeznaczony na pracę. To pocieszające :)
UsuńGdzieś czytałam, że te tłumaczenia Łozińskiego to nawet nie były tak całkiem oderwane od rzeczywistości. No ale wiadomo, tłumaczenie nazw własnych jest dosyć śliskie (choć w cyklu o Potterze chyba nie były takie złe, albo w polskich wydaniach książek Pratchetta).
UsuńZawsze można powiedzieć, że akurat ma się w pracy przerwę ;)
Nie zdarzyło Ci się nigdy, że proporcja czasu przerwy w pracy do długości samej pracy osiągnęła absurdalny wręcz poziom :P? Ja na przykład powinienem w tej chwili być w 100% skupiony na pisaniu czegoś ZUPEŁNIE innego.
UsuńAbsurdalne poziomy osiągałam szczególnie pisząc prace dyplomowe (licencjacką i potem magisterską) ;)
UsuńWłaśnie jestem w trakcie pisania pracy. Przerażająca sprawa kiedy pracujesz na kompie podpiętym do Sieci: "Piszę... piszę...Już mam pół strony... Hmmm...Ciekawe, jaka pogoda w Bangladeszu?"
UsuńHaha :D U mnie klasykiem w czasie sesji było "jeszcze tylko pomaluję mieszkanie i idę się uczyć" ;) A wczoraj widziałam na fb obrazek dziewczyny z odkurzaczem na pustyni: "jeszcze tylko zamiotę pustynię i pójdę się uczyć" czy coś podobnego ;)
UsuńI zawsze mi się wydawało, że skoro piszę od rana, a jest już 15, to na pewno napisałam bardzo dużo... No tak. Pół strony... ;)
Czytam książki po angielsku jak tylko mam okazję i uważam, że wszystko brzmi wtedy lepiej. Prawda taka, że czasami ciężko coś dosłownie przetłumaczyć i trzeba szukać podobnego znaczenia, ale ogólnie sens ten sam.. chociaż zależy wszystko od tłumacza.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że wszystko zależy od tłumacza. O to mi m.in. chodziło.
UsuńPolscy tłumacze trzymają bardzo wysoki poziom. Dopóki nie zaczną tłumaczyć nazw własnych!
OdpowiedzUsuńKto oprócz książek czyta mangi może wiedzieć o co chodzi. Świetnie brzmiąca japońska nazwa traci całkowicie klimat po przetłumaczeniu. I tak jest zawsze, w każdym języku. No, powiedzmy, że są wyjątki.
(Chyba nawet quaz coś pisał w komentarzach, jeszcze na gaminatorze odnośnie tłumaczeń imion w Skyrimie.)
Ale jeśli tego nie robią, to bardzo lubię czytać polskie tłumaczenia. Może nie tak jak polskie książki (mamy najlepszy, zaraz po japońskim, klimat na ziemi!), ale lubię.
Poooozdrowienia :)
Nie porównywałam nigdy polskich przekładów z oryginałami. Liczę na to, że dostaję mniej więcej to samo ;) I niektóre nazwy własne można przetłumaczyć, ale inne lepiej zostawić w oryginale. To wszystko zależy od wyczucia tłumacza. A potem i tak zawsze znajdą się jacyś hejterzy ;)
UsuńAaa, przypomniało mi się coś. Miałem się ciebie zapytać czy czytałaś "Sprzedawcę broni" napisanego przez Hugh'a Lauriego? (Jak ktoś nie wie to to jest ten człowiek co gra doktora House'a :)) Podobno niezła, ale trudno dorwać ją w bibliotece. Cholercia. Za bidny jestem na książki no... A e-booków nie będę tolerował dopóki nie będę miał kindla, albo chociaż dużego smartfona.
OdpowiedzUsuńNie obraziłbym się też za opinię o książkach Cejrowskiego. W ogóle za opinię jakichkolwiek książek.
Czytelnik bloga musi być karmiony częściej! Jeść!
Nie, nie czytałam książki, którą tutaj przytaczasz ;) Generalnie w zakładce Alfabetyczny spis opinii znajdziesz wszystko to co przeczytałam od czerwca 2009, a (prawie) wszystko co czytałam w ogóle (i pamiętam, że czytałam, bo raczej jest tego więcej) jest pod linkiem po prawej stronie, pod blogrollem ("Lubię czytać").
UsuńA poza tym wiem, że spadło mi tempo czytania :/ Boli mnie to, ale jakoś nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Natomiast Cejrowski już przeczytany i tekst nawet zaczęty ;)
To świetna wiadomość :) Czekam
Usuń"Sprzedawca broni" jest taki sobie. Ratuje go trochę angielski humor, ale czterech liter zdecydowanie nie urywa.
Usuń