Scream for me Łódź!, czyli usłyszeć na żywo "Fear of the Dark" i umrzeć

czwartek, 4 lipca 2013


No, może bez przesady, ale przyznaję, że marzyłam o "Fear of the Dark" na żywo chyba odkąd pierwszy raz ten kawałek w wersji koncertowej usłyszałam. I w końcu mi się udało.

Dawno temu pisałam, że kupiliśmy bilety na lipcowy koncert Iron Maiden w łódzkiej Atlas Arenie. To był początek grudnia, a data imprezy wydawała się bardzo odległa. Nim się jednak obejrzeliśmy nadszedł 3 lipca i trzeba się było odpowiednio ubrać, żeby wyruszyć do miejsca przeznaczenia.

Już kiedy wracałam z pracy (około 14.00) widziałam kręcących się po Piotrkowskiej (na ile można się tam teraz kręcić - remonty), głównie młodych, ludzi w koszulkach IM. Do otwarcia bram pozostawały jeszcze 4 godziny, więc spokojnie wróciłam do domu, poczekałam na quaza, zjedliśmy obiad, obejrzeliśmy Teleexpress i stwierdziliśmy, że zaczniemy się zbierać, bo jedziemy autobusem w godzinach szczytu, a poza tym byliśmy umówieni ze znajomymi. Już na przystanku autobusowym mogłam poczuć atmosferę koncertu - poza tym, że razem z nami czekało dwóch gości ewidentnie wybierających się w to samo miejsce, to sporo mijających nas samochodów również tam zmierzało, o czym świadczyły koszulki, kartki przyklejone na szybach, a także różki \m/ pokazywane przez okna. W autobusie też łatwo było odróżnić "zwykłych" pasażerów od tych pasażerów. Wtedy też naszła nas rozkmina, że taki koncert to już nie jest "dzień kuca". Tak naprawdę może jakiś jeden chłopak miał długie włosy (cały czas mam na myśli autobus), a reszta już zrezygnowała z kitki. Wiadomo, w którymś momencie włosy robią się słabsze, zaczynają wypadać i jeżeli nie występuje się w grupie heavy metalowej, to po prostu przeszkadzają. Macie obraz średniej wieku.

Zgadnijcie kto stoi do Was tyłem (zdjęcie umieszczone zupełnie nie chronologicznie)

Po wyjściu z autobusu, jak zwykle w takich wypadkach, podążyliśmy za tłumem. Nie żebyśmy nie wiedzieli dokąd mamy iść, ale w kupie jakoś tak raźniej. Zatem zaparkowaliśmy nasze 4 litery (w sumie 8) pod głównym wejściem na teren Areny (w sumie to nie wiem czy to jest główne wejście, ale przynajmniej jedno z głównych), na doniczce. Donicy właściwie, bo betonowej. I tam postanowiliśmy czekać na naszych znajomych kontemplując atmosferę przedkoncertową i spoglądając sobie na ludzi.

Oczywiście to nie jest tak, że wszyscy uczestnicy koncertu byli po trzydziestce, łysiejący z brzuszkami. Ale tacy TEŻ byli. Były też rodziny z dziećmi, czasem w wieku szkoły podstawowej. I to było super. Na koncert przyszli ludzie, którzy widzieli Ironów podczas poprzedniego ich występu w Łodzi (27 lat temu) i tacy, dla których był to być może pierwszy koncert w ogóle. Świetna sprawa.

Kiedy okazało się, że nasi znajomi już dojechali, nie pozostało nam nic innego jak ich poszukać (mieliśmy ich bilety), a potem razem odszukać odpowiednie wejście. Wszystko poszło gładko, oznakowanie jest bardzo dobre, bez problemu trafiliśmy na swoje miejsca na trybunach. Dodam, że na całkiem dobre miejsca, z których nieźle było widać scenę. W środku byliśmy jakoś przed 19.00, a support miał grać dopiero o 19.30, więc był czas, żeby pogadać i pooglądać Atlas Arenę od środka (byłam pierwszy raz). Niby jest spora, ale z drugiej strony w pewnym sensie wydała mi się kameralna. Może to kwestia formatu gwiazdy, na której koncert przyszłam - Żelazna Dziewica nie grywa w małych klubikach, a raczej na wielkich stadionach. A Arena nie jest ani jednym, ani drugim. To po prostu trzeba zobaczyć ;)

Hala powoli się wypełniała kiedy na scenę wkroczył support. Punktualnie o 19.30 (a może nawet ze 2 minuty wcześniej) na scenie pojawił się zespół Voodoo Six. Panowie są z Anglii i grają rocka, bo w sumie co mogłaby grać kapela występująca przed Ironami. Grali przez 45 minut, czyli tyle, ile zostało na to przeznaczone w harmonogramie koncertu. Była energia, były ze dwa słowa po polsku, ogólnie było spoko, chociaż dla mnie wszystkie ich kawałki brzmiały podobnie do siebie. Być może dlatego, że nigdy wcześniej ich nie słyszałam. Mnie support nie porwał, ale to nie znaczy, że był zły.

Voodoo Six dają na scenie czadu

Po supporcie pół godzinki przerwy, w czasie której Atlas Arena do końca wypełniła się fanami Iron Maiden, a obsługa mogła przygotować scenę do występu gwiazdy wieczoru (która zaczęła grać punktualnie - o 20.45). A było do czego.

Arena się zapełnia

Ogień, fajerwerki, zmieniające się światła, przewijane do każdego utworu tła z wizerunkami różnych inkarnacji Eddiego, wysuwane ze sceny ruchome elementy (Bestia przy "The Number of the Beast", facet z organami przy "Phantom of the Opera" - upiór?, wielki, mrugający światełkiem w oku Eddie przy bodajże "Seventh Son of a Seventh Son", a pod koniec Eddie trzymający ruszające się zawiniątko) oraz, podczas "Run to the Hills", poruszająca się po tejże "maskotka" zespołu w stroju brytyjskiego żołnierza z XIX w.

Bruce Dickinson wymachuje flagą Wielkiej Brytanii podczas "The Trooper"

Jak się przyjrzycie, to zobaczycie Eddiego w stroju żołnierza

Ale to tylko dodatek do tych sześciu panów z Wielkiej Brytanii, którzy mimo bliskiej sześćdziesiątki na karku mogliby swoją energią obdzielić jakieś nieduże państwo w Afryce. Serio, to jak szaleli po scenie wzbudziło mój autentyczny podziw. Bruce Dickinson, Steve Harris, Janick Gers, Dave Murray, Adrian Smith i Nicko McBrain wciąż są w formie, a do tego chce im się przygotowywać fantastyczne show, które zapada w pamięć - nawet jeżeli nie w szczegółach, to z pewnością zapadnie w pamięć fakt, że zespół traktuje swoich fanów z szacunkiem. Dickinson nie należy do wokalistów, którzy wyjdą, odśpiewają swoje i wrócą za kulisy. Biegał po scenie, przebierał się, zagadywał publiczność. Nie mogło też zabraknąć słynnego Scream for me...! - początkowo Łódź, a potem już raczej Polska albo Poland. Zresztą pozostali członkowie zespołu wcale nie zostawali w tyle - nawet widzieliśmy jak tuż przed koncertem Janick Gers rozgrzewał (rozciągał) nogę, żeby móc potem robić te swoje pół-szpagaty na scenie i wymachiwać gitarą dając widowni złudną nadzieję, że może ktoś będzie miał szczęście stać się jej nowym właścicielem (ale z tą gitarą to już na koniec).

Setlista na wszystkich koncertach granych w ramach trasy Maiden England wygląda następująco:

Iron Maiden Setlist Atlas Arena, Lodz, Poland, Maiden England - European Tour 2013

Nie ma nowych kawałków, bo trasa jest oparta na podobnej, którą zespół odbywał w 1988 r. (7th Tour of a 7th Tour). Na szczęście wiedziałam o tym, bo srogo bym się zawiodła czekając na "Blood Brothers". A w tej sytuacji chyba najbardziej czekałam na "Afraid to Shoot Strangers" no i oczywiście na "Fear of the Dark" na 13 tys. głosów. Cudowne!

Widziałam już komentarze w Internecie, że nagłośnienie było kiepskie, ale szczerze mówiąc potrafię sobie wyobrazić gorsze. Mnie się wydaje, że nie było tak źle. Słyszałam dobrze zarówno muzykę jak i wokal, trochę gorzej to co Dickinson mówił do publiczności (na początku było jeszcze znośnie, ale potem byłam w stanie wyłapać już tylko pojedyncze słowa).

Po blisko dwóch godzinach trzeba się było pożegnać z muzyką Iron Maiden i wrócić do domu. Pozytywnie zaskoczyło mnie to, że z obiektu można bardzo szybko się wydostać. Trudno powiedzieć jak wyglądałoby to zimą gdyby trzeba było stać w kolejce do szatni, ale latem w ciągu dosłownie kilku minut Arena robi się pusta. No i MPK też stanęło na wysokości zadania - udało nam się właściwie od razu wsiąść do autobusu, który zamiast zjechać do zajezdni (tak miał w rozkładzie), pojechał dalej, dzięki czemu w ciągu pół godziny od zakończenia imprezy byliśmy w domu.

Życzyłabym sobie (i Wam również) więcej takich koncertów. Było zajebiście.

A na koniec zdjęcie Bestii z "The Number of the Beast"

PS. Wszystkie zdjęcia (poza tytułową grafiką pochodzącą ze strony zespołu) są autorstwa quaza i są zrobione telefonem. Nie kradnij, zapytaj.

Share /

11 komentarzy

  1. Widzę, że dinozaury działają. I dobrze, niech robią to co potrafią zamiast marnować się i siedzieć nic nie robiąc.
    Szkoda, że w Sosnowcu takie rzeczy się raczej nie dzieją, no ale trudno. Może jeszcze kilka kocyków i ktoś przyjedzie (tylko gdzie? Nie ma miejsca :( )
    W sumie to nigdy nie byłem na koncercie metalowym, ani rockowym, więc bym się wybrał.

    Może nagłośnienie wydawało ci się dobre i rozumiałaś co śpiewają dlatego, że znałaś teksty na pamięć? Coo? Przyznaj się. Znasz wszystkie na pamięć :D

    Też miałem długie włosy parę lat jak słuchałem tylko metalu i rocka (Manson, Rammstein, Kat itd. Wiadomo o co chodzi :) ) i szczerze mówiąc, kiedy je ściąłem dopiero poczułem się wygodnie. Najlepsze co z nimi zrobiłem - ściąłem. Quaz też pewnie potwierdzi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam wszystkich na pamięć :P A jeśli już to raczej te nowsze (no, poza "Fear of the Dark" i refrenami generalnie).

      No i mieć długie włosy, słuchać metalu i nie być na żadnym koncercie? Wstyd! :P Chyba że masz 15 lat, to mogę wybaczyć ;)

      Usuń
    2. Jak miałem 15 to zaczynałem dopiero słuchać metalu i zapuszczać włosy :D 3 lata później ściąłem i nie słuchałem już tak namiętnie jednego gatunku muzycznego. W sumie teraz żałuję, że nie poszedłem na żaden koncert w tamtym czasie, ale jakoś nigdy nie pociągały mnie imprezy tego rodzaju (ani w sumie żadne inne). Nie lubię tłoku i hałasu, ale podczas koncertu pewnie bym się czuł dobrze, bo atmosfera musi być. Kiedyś jeszcze pójdę :D

      Usuń
    3. Ja miałam chyba 14 jak zaczęłam słuchać IM i do dzisiaj ich słucham, ale już nie tak namiętnie jak kiedyś. W międzyczasie poszerzyły mi się nieco muzyczne horyzonty.

      Jeśli nie lubisz tłoku i hałasu, to wybierz się do filharmonii :P Tłoku tam raczej nie ma (miejsca są przecież numerowane), a hałas jest na znośnym poziomie.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie zapomnę tej nocy :D Było bosko! I ta ekstaza tłumy na ,,Fear of the dark" ;)
    To ruszające się zawiniątko było słodkie! Myślałam, że z widocznością będzie gorzej, ale z końca GC było bardzo dobrze widać kicającego Bruce'a, czasem ekipę gitarzystów no i telebimy, które umilały mi koncert.

    Może i to był mój pierwszy koncert Ironów, ale na pewno nie ostatni!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam nadzieję, że to nie był mój ostatni ich koncert, bo było super :)

      Usuń
  4. Oooo... "Blood Brothers" to jeden z moich ulubionych kawałków ;) mamy coś wspólnego poza rocznikiem i Ekonomiką środowiska ;p ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu ten rocznik tak ma ;) Ja chyba najbardziej uwielbiam "Hallowed Be Thy Name".

      Usuń
  5. zupełnie nie znam tego zespołu. Cieszę się, że koncert wypalił i świetnie się bawiłaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję :) Wiem, że ta muzyka nie trafia do wszystkich;)

      Usuń

Twitter

Instagram

Wyświetl ten post na Instagramie.

Co tu się...? #mrok #gusła #dziady

Post udostępniony przez Dorota (@schizma9)

© Kawałek Cienia
designed by templatesZoo