Piekło jest we mnie - Joe Alex

piątek, 25 listopada 2011

Dawno mnie tu nie było. Ostatnio przerwy pomiędzy wpisami robią się coraz dłuższe... Oczywiście nie jest to zamierzone, moim zdaniem to świat sprzysiągł się przeciwko mnie ;) Tzn., że nie mam czasu na czytanie beletrystyki.

Czasem tylko udaje mi się przeczytać coś w autobusie lub tramwaju (i niekoniecznie są to komunikaty MPK). Tym razem była to kolejna książka Joe Alexa - "Piekło jest we mnie".

Rzecz dzieje się na lotnisku w Johannesburgu i w samolocie lecącym do Londynu. Natomiast Joe Alex nie jest jeszcze tak bardzo skupiony na sobie jak w innych książkach, choć jest już dosyć popularnym autorem. Na początku poznajemy wszystkich bohaterów - pasażerów czekających na opóźniony lot - oczywiście z perspektywy pisarza. A kiedy już razem ze wszystkimi wsiądziemy na pokład międzykontynentalnego samolotu, nim dolecimy do pierwszego "przystanku" w Nairobi, w naszej obecności zostanie popełnione morderstwo. To ryzykowne zabijać człowieka w obecności Joe Alexa.

Muszę przyznać, że z dotychczas przeczytanych książek Macieja Słomczyńskiego vel Joe Alexa ta podobała mi się najbardziej. Może dlatego, że główny bohater nie jest jeszcze aż tak zmanierowany jak w książkach traktujących o jego późniejszej karierze. Poza tym tutaj nie wymądrza się w obecności funkcjonariuszy Scotland Yardu robiąc z nich totalnych ignorantów, bo na pokładzie samolotu po prostu ich nie ma. Ogólnie, przypadł mi do gustu klimat opowieści, ale nie potrafię powiedzieć czy te odczucia wywołały wcześniej wspomniane czynniki, czy może coś jeszcze.

Jeszcze jedną zaletą (być może dla niektórych wadą) książki "Piekło jest we mnie" jest to, że nie trzeba być nad nią cały czas skupionym. Nawet jeśli w komunikacji miejskiej na chwilę odpłyną nam gdzieś myśli - nic nie szkodzi, damy sobie radę z ogarnięciem akcji.

A najlepsze jest zakończenie książki. Ale nie zdradzę pod jakim względem.
Długi weekend dobiega końca, a dla mnie oznacza to kolejne czytadło przeczytane w pociągu. Żeby nie było, że w podróży to tylko czytadła - w drodze powrotnej do Łodzi czytałam "Lot nad kukułczym gniazdem".

Ale póki co - kolejny kryminał Joe Alexa, bez którego literacki świat by się nie zawalił, ale o ileż nudniejsza byłaby moja podróż.

Tym razem Joe Alex, pisarz, zostaje wezwany przez swego przyjaciela ze Scotland Yardu, Beniamina Parkera, do rozwiązania zagadki śmierci znanego ekonomisty, a w wolnym czasie zapalonego entomologa. Jeśli ktoś przed śmiercią zostawia list pożegnalny, można byłoby sądzić, że popełnił samobójstwo. Nie zawsze jednak sprawa jest taka prosta i oczywista, a szczególnie w książkach, w których do akcji wkracza znany detektyw - choćby i amator. Tak jest też tym razem - sprawa się komplikuje, ale wyćwiczony umysł jest sobie w stanie poradzić z zakrętami w śledztwie w niespełna trzy godziny. A potem wrócić do domu i dokończyć przerwany sen.

Przyjemnie się czyta te niewymagające głębszego zaangażowania kryminały, ale kiedy człowiek zaczyna się zastanawiać nad pewnymi sprawami, to wychodzą niedoróbki. No bo powiedzcie sami - co to za stróże prawa, którzy nie potrafią poradzić sobie ze śledztwem i muszą prosić o pomoc pisarza specjalizującego się w kryminałach? Niechby on był chociaż prywatnym detektywem. Choć wtedy książki prawdopodobnie stałyby się jeszcze bardziej sztampowe. Jeśli natomiast chodzi o samą zagadkę - bawiłam się nieźle. Nie próbowałam też zgadnąć kto jest mordercą, mimo że możliwości było niewiele. Pewnie i tak by mi się to nie udało, a poza tym lubię elementy zaskoczenia.

Joe Alex na wyżyny literackie się nie wznosi, ale przecież nie wszystkie utwory muszą, czy nawet powinny. Bo gdyby tak było, to skąd wiedzielibyśmy czym te wyżyny są? Jako kryminał "Cichym ścigałam go lotem..." spełnia swoją rozrywkową powinność.

[Słowa klucze #4]

poniedziałek, 7 listopada 2011

Ostatnio nie mam za bardzo czasu na czytanie książek, a przynajmniej nie takich, o których miałabym ochotę tutaj pisać. Bo np. dzisiaj skończyłam "Liternet. Literatura i Internet" pod red. Piotra Mareckiego, ale nie jest to pozycja z fascynującą fabułą, a zbiór tekstów powstałych w 2002 r., z których być może skorzystam jak już zacznę pisać tę wspominaną wszędzie (przeze mnie) pracę magisterską.

Tymczasem zajrzałam do google analytics, bo czasem lubię sobie poczytać coś wesołego (jeśli chodzi o beletrystykę, to w tej chwili jestem na etapie "Lotu nad kukułczym gniazdem"...), więc podzielę się tym z Wami:


Twitter

Instagram

Wyświetl ten post na Instagramie.

Co tu się...? #mrok #gusła #dziady

Post udostępniony przez Dorota (@schizma9)

© Kawałek Cienia
designed by templatesZoo