Wydaje mi się, że druga część tytułu tego zbioru w zupełności oddaje wszystko co można byłoby tutaj zamieścić słowem wstępu.

Są to trzy niedługie opowiadania o różnych postaciach szaleństwa. W "Płaszczyznach" poznajemy lekarza, który przyjeżdża do prowincjonalnej miejscowości na zastępstwo. Już przy wjeździe do miasteczka coś zaczyna go niepokoić, coś się nie zgadza. Z każdym dniem jest coraz gorzej aż kończy się tragicznie. Drugie opowiadanie, tytułowy "Szczegół", jest o miejscowym wariacie (wiem, że to określenie jest niepoprawne politycznie) - rzecz dzieje się w tym samym miasteczku co wcześniejsza opowieść - który tropi mordercę. Morderca ten jest niesamowicie sprytny, ale wygląda na to, że don Baltasar jest sprytniejszy. Ostatnie, trzecie, opowiadanie - "Usta" - to, napisana bez kropek i wielkich liter, relacja człowieka, który uzmysłowił sobie, że w środku ma kości. Wbrew pozorom to bardzo ważkie odkrycie, które będzie miało moc konsekwencji.

José Carlos Somoza świetnie operuje słowem, a to pozwala mu na żarty w momentach, opowiadaniach, które wydają się do tego mało nadawać. Dzięki temu szaleństwo staje się u niego dosyć absurdalne. Może najmniej działa to w pierwszej historii o iście carrollowskim klimacie z niewielką domieszką Zafóna.

"Szczegół. Trzy krótkie powieści" to książka, po którą nigdy bym nie sięgnęła gdyby nie to, że była dosyć mocno przeceniona w jednej z księgarń. Nie żałuję zetknięcia z twórczością Somozy.


Książka znana również, a może przede wszystkim, jako "Krwawa zapłata" (w oryginale "Payment in blood").

Oto w Westerbrae, położonej w Szkocji posiadłości zamienionej na pensjonat, dochodzi do zbrodni. Zamordowana zostaje autorka, która przyjechała tu z całą teatralną ekipą, aby pracować nad napisaną przez siebie sztuką. Do rozwikłania zagadki tego morderstwa Scotland Yard wysyła inspektora detektywa Thomasa Lynleya, lorda, oraz sierżant Barbarę Havers, która jest zagorzałą przeciwniczką podziałów klasowych. Sprawa okazuje się wielowątkowa i wcale nie taka oczywista jak mogłoby się niektórym wydawać.

Kiedy sięgnęłam po tę książkę myślałam, że będzie to jakaś oryginalna fabuła z teatrem w tle. No i niby jest, ale jakoś nie tak jak tego oczekiwałam. Przede wszystkim część dotycząca zdarzeń w Westerbrae do bólu przypomina książki Agathy Christie, w których jest zbrodnia, a potem metodyczne dochodzenie do prawdy. Na szczęście w "Niebezpiecznych pasjach" autorka w końcu odstąpiła od procederu podkradania królowej kryminału konstrukcji i klimatu opowieści. Mimo wszystkich podjętych zabiegów książka w niektórych momentach nudzi. Rozterki lorda Lynleya dotyczące lady Helen, która może być zamieszana w morderstwo, raczej nie wpływają pozytywnie na tempo zdarzeń. Jasne, są ciekawe zwroty akcji, ale myślę, że można było wycisnąć z nich więcej niż zrobiła to Elizabeth George.

Mam po tej książce mieszane uczucia. Do tego wydanie, które czytałam (Krajowa Agencja Wydawnicza Poznań, 1994) cechowało się kiepską dbałością o interpunkcję (przecinki często znajdowały się w losowych miejscach) oraz słabym składem tekstu, który utrudniał czasem stwierdzenie kto wypowiedział dane zdanie. Ostatecznie byłam ciekawa kto jest mordercą, ale uważam, że jest wiele lepszych kryminałów od "Niebezpiecznych pasji".

Autopsja - Tess Gerritsen

środa, 16 lutego 2011


Jakiś czas temu, przy okazji "Klubu Mefista", wspominałam, że mam do przeczytania jeszcze jedną książkę Tess Gerritsen. Oto ona.

Zaczyna się na zielonej granicy Meksyku i Stanów Zjednoczonych. To tędy mężczyźni prowadzą 6 kobiet pochodzących ze wschodniej Europy ku ich nowemu przeznaczeniu. Do tej pory wierzyły, że tym przeznaczeniem będzie uczciwa praca i godne życie - lepsze niż to, na które mogły liczyć w miejscach dotychczasowego zamieszkania. Po przekroczeniu granicy wszystko się zmienia.

Doktor Maura Isles, lekarz sądowy, przeprowadza rutynową sekcję zwłok, którą następnie opisuje w swoim gabinecie. Zapomina, po której stronie zmarła miała tatuaż, więc schodzi do kostnicy, żeby to sprawdzić. Już ma zamiar wyjść z chłodni kiedy słyszy jakiś szelest. Okazuje się, że jedne ze zwłok wcale nie są takie martwe na jakie wyglądają.

Detektyw Jane Rizzoli jest w dziewiątym miesiącu ciąży i lada chwila ma urodzić. Bierze jeszcze udział w procesie, w którym zeznaje jako świadek, a tuż potem trafia do szpitala, bo odeszły jej wody. Okazuje się, że znalazła się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie, gdyż staje się zakładniczką zdesperowanej kobiety.

Co łączy te trzy wątki? Bardzo wiele. Ale tego nie zdradzę, żeby nie popsuć przyjemności osobom, które sięgną po tę książkę. Bardzo przyjemna sensacja traktująca o ważnym problemie nękającym najlepiej rozwinięte kraje świata.

Nie rozumiem tylko dlaczego książki Tess Gerritsen nazywane są thrillerami medycznymi. Owszem, jedną z głównych bohaterek jest patolog, ale tak naprawdę wszystko rozgrywa się w terenie i nie ma związku ze szpitalami jako takimi. Jedynym zwróceniem się w kierunku medycyny są wykonywane autopsje, ale to chyba jeszcze nie powód, żeby książkę nazywać thrillerem medycznym. No i nie zgodzę się z tym co zostało napisane na okładce - że autorka zajmuje pierwsze miejsce wśród pisarzy wspomnianego gatunku, przed Robinem Cookiem. Jeszcze trochę jej brakuje.

Niemniej "Autopsję" polecam, bo jest ciekawa.

Mózg - Robin Cook

sobota, 12 lutego 2011


Po zamknięciu książki pozostało wrażenie, że jest tu trochę z "Pachnidła" i trochę więcej z "Dopuszczalnego ryzyka". Dodam, że "Mózg" powstał wcześniej niż te dwie pozycje.

Początek lat 80. Doktor Martin Philips, radiolog, prowadzi badania, które mają pozwolić na stworzenie programu komputerowego do odczytu rentgenowskich zdjęć mózgu. Prototyp pozwala dostrzec zmiany, na które lekarz normalnie nie zwróciłby uwagi. W ten sposób Philips trafia na serię podobnych przypadków, których rozwiązania zaczyna poszukiwać. W rezultacie odkrywa coś, o czym chyba wolałby nie wiedzieć.

"Mózg" to, oprócz doskonałego thrillera medycznego, książka poruszająca problem etyczności badań - dziś może jeszcze bardziej aktualny niż 30 lat temu. Autor zadaje pytanie - jak daleko wolno nam się posunąć w imię rozwoju nauki? I drugie - jak daleko się posuwamy? Medycyna jest prawdopodobnie jednym z najlepszych pól do zaprezentowania tego typu wątpliwości.

O samej fabule mogę powiedzieć, że - jak zwykle u Cooka - jest niezwykle wciągająca i angażująca. Ale zabawnie czyta się o najnowszych odkryciach medycznych i informatycznych sprzed 30-tu lat. Natomiast nie wpływa to na odbiór akcji. Zmuszającej do przemyśleń.


To pierwsza powieść tego, od jakiegoś czasu bardzo popularnego w naszym kraju, pisarza, ale wydana (przynajmniej w Polsce) jako ostatnia.

Jest rok 1943, trwa wojna. Małżeństwo Carverów wraz z trójką dzieci, 15-letnią Alicją, 13-letnim Maksem i 8-letnią Iriną, przeprowadza się do z miasta do małej osady położonej u wybrzeży Atlantyku. Kiedy mała Irina ulega w domu wypadkowi rodzice muszą jechać z nią do szpitala i tam czekać aż dziecko odzyska przytomność. W tym czasie Max i Alicja zaprzyjaźniają się z nieco starszym od nich Rolandem, a także poznają jego dziadka - miejscowego latarnika. Jeszcze nie wiedzą, choć już przeczuwają, że w te wakacje w osadzie wydarzy się coś niesamowitego, a równocześnie przerażającego. Odkryją istnienie magii.

"Książę Mgły" jest bardzo w stylu Zafóna, choć może nie powinnam tak mówić, bo przecież pozostałe jego książki powstały później. To może inaczej - widać tutaj jego pączkujący styl, który przez te wszystkie lata rozwinął. I choć ta pozycja jest o czymś zupełnie innym, to jednak wciąż na myśl przychodziła mi "Marina". Może dlatego, że obydwie są zaklasyfikowane jako książki dla młodzieży. Nie ma tu jednak wampirów, więc nie wiem czy młodzież (ta nastoletnia) to kupi.

Dobra książka, magiczna i mroczna. Może nie tak dobra jak "Cień wiatru", ale pozostaje w lidze.


Są autorzy, o których boję się pisać, bo nie chcę się narazić. To pisarze, którzy bez względu na to co napiszą i tak pozostaną niezmiennie, i niezmiernie, popularni. Boję się również pisać o ich książkach, bo nigdy nie wiem czy nie napisałam jakiejś oczywistości, o której już się nie wspomina albo czy nie dałam jasno do zrozumienia, że czegoś nie zrozumiałam. "Sputnik Sweetheart" to jedna z takich książek, a Haruki Murakami zdecydowanie należy do opisanej przeze mnie grupy pisarzy.

Książka to historia Japonki Sumire, mojej rówieśniczki, widziana i opowiedziana przez jej najlepszego przyjaciela, o 2 lata starszego nauczyciela, K. Sumire rzuca studia, aby spróbować napisać powieść. Podczas wesela kuzynki poznaje Miu, która proponuje dziewczynie pracę w charakterze swojej asystentki. Młoda pisarka zakochuje się w pracodawczyni, ale jednocześnie traci zapał do pisania. Aż do służbowego wyjazdu do Europy. Podróż nie kończy się jednak tak sielankowo jak mogłoby się wydawać.

Przeczytałam "Sputnik Sweetheart" niemal jednym tchem. To piękna, klimatyczna opowieść z pogranicza jawy i snu. Jestem też pod wrażeniem zręczności z jaką Murakami wykorzystuje język do budowania atmosfery.

Ten japoński autor już chyba na stałe wkradł się do kanonu literatury światowej. I do serc czytelników.

Otwarte rany - Stuart MacBride

poniedziałek, 7 lutego 2011


"Otwarte rany" to powieść dla lubiących średniej klasy kryminały. Ja czasem lubię poczytać takie książki.

Tym razem możemy obserwować pracę (szkockiej) policji taką jaką naprawdę jest. Ze wszystkimi jej minusami. Akcja toczy się w Aberdeen, które od jakiegoś czasu nękane jest serią gwałtów. Rozwiązaniem zagadki kim jest gwałciciel, a kiedy okazuje się, że gwiazdą piłki nożnej - jak udowodnić mu winę, zajmuje się m.in. sierżant Logan McRae wraz ze swoją przełożoną, inspektor Steel. Bardzo zainteresowana sprawą jest też posterunkowa Jackie Watson, prywatnie dziewczyna sierżanta MacRae. Ale przecież policja nie zajmuje się tylko jednym śledztwem na raz, więc możemy śledzić postępy w sprawie terroryzującego okolicę ośmiolatka, a także w kwestii śmierci podczas sesji BDSM. Skoro jestem już przy tym ostatnim aspekcie - tak, w książce jest dużo odwołań do sadomasochizmu. Jeśli nie macie jeszcze 18-u lat - nie czytajcie (tak tylko ostrzegam).

Miło było choć raz przeczytać coś, w czym praca policji wyglądała dużo bardziej prawdopodobnie niż w innych książkach sensacyjnych. Klimat posterunku jest ciężki, w służbowych samochodach śmierdzi, a śledczy witają poranki na ciężkim kacu. Do tego wydzierający się na swoich podwładnych przełożeni i konsekwentna spychologia jeśli chodzi o mniej interesujące sprawy. To wszystko okraszone jest całkiem trafionym, ironicznym humorem.

Ale to tylko tyle. Bawiłam się całkiem dobrze (jeśli można to tak nazwać) przy tej książce, ale to nie jest pozycja z tych, których się szuka, a raczej z tych, na które trafia się przypadkiem.


Uuuff... Koniec sesji oznacza powrót do czytania beletrystyki. "Winnicę w Toskanii" podczytywałam też w czasie nauki do egzaminów, ale dopiero teraz udało mi się ją skończyć.

Mam szczęście do sięgania po książki, które są drugimi częściami. Tym razem pierwsze były "Wzgórza Toskanii", których nie czytałam, ale to chyba nie zaszkodziło w odbiorze "Winnicy...".

Książka to jakby autobiografia autora, ale dotycząca tylko jednego aspektu jego życia - spełniania marzenia o własnej winnicy. Węgier mieszkający z żoną i synem we Włoszech postanawia produkować własne wino, ale najpierw musi kupić odpowiednią ziemię. Máté po kolei opisuje jak wyglądało jego dążenie do celu i ile go to kosztowało (zarówno finansowo jak i nerwowo). Za cierpliwość został jednak wynagrodzony - udało mu się wyremontować XIII-wieczne opactwo i zrobić z niego przytulny dom, a wina z jego winnicy osiągają najwyższe noty u krytyków.

Atutem "Winnicy w Toskanii" jest humor z jakim książka została napisana. Były momenty, w których wybuchałam głośnym śmiechem, a lekki styl opowieści sprawia, że z przyjemnością wracałam do niej w każdej wolnej chwili.

"Winnica w Toskanii", pachnąca winem i słońcem, jest jedną z najlepszych lektur, które można polecić kiedy za oknem plucha.

P.S. Polecam odwiedzenie strony internetowej Ferenca Máté.

Twitter

Instagram

Wyświetl ten post na Instagramie.

Co tu się...? #mrok #gusła #dziady

Post udostępniony przez Dorota (@schizma9)

© Kawałek Cienia
designed by templatesZoo