Portret Doriana Graya - Oscar Wilde

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Myślę, że o Dorianie Grayu większość z Was słyszała, a jeśli nie, to teraz macie szansę to nadrobić. Portret Doriana Graya powstał pod koniec XIX w. i to rzeczywiście czuć w klimacie i stylu, aczkolwiek myślę, że pomysłu i sposobu zbudowania intrygi mógłby pozazdrościć Wilde'owi niejeden współczesny pisarz.

Oto mamy młodzieńca niezwykłej urody pozującego swemu przyjacielowi, Bazylemu Hallwardowi (w wersji, którą czytałam imiona były spolszczone), do obrazu naturalnej wielkości, który to obraz ma uwiecznić piękno tego chłopca. W tym czasie, w pracowni Bazylego, Dorian, ów piękny mężczyzna, poznaje lorda Henryka Wottona, którego, podobnie jak malarza, młodzian od razu zaczyna fascynować. Przy czym w przypadku Wottona fascynacja działa w obie strony - szczególnie, że lord jawi się jako znawca życia i przypadłości losu, które owym życiem kierują, a to imponuje młodemu Grayowi. Już w czasie pierwszej rozmowy Dorian nasiąka poglądami starszego od siebie nowego przyjaciela, a także uzmysławia sobie, że podczas gdy on sam będzie coraz starszy, a wszystkie jego przeżycia będą się odbijać w zmarszczkach na jego twarzy, obraz już zawsze będzie ukazywał go takim, jakim jest w tej chwili: pięknym i młodym. Ach, gdyby to obraz mógł się zestarzeć, a nie Dorian Gray!

Na początku sposób prowadzenia fabuły trochę mnie nużył - te długie wywody, które brzmią naturalnie w książce z 1890 r. w rzeczywistości miałyby małe szanse na to, żeby ktoś ich wysłuchał do końca i jeszcze może podjął temat do dyskusji. Ale pod warstwą przemyśleń niemal filozoficznych (nie hejtuję, może niektórzy lubią) znalazł się miąższ czyli w gruncie rzeczy prosta, lecz niebanalnie opowiedziana historia młodzieńca, z której dowiadujemy się, że za każdy swój czyn trzeba zapłacić. Niby oczywistość, ale trzeba pamiętać, że wszystkie oczywistości kiedyś musiały zostać odkryte, no i naprawdę - morał płynący z opowieści jest podany wyśmienicie.

Wiecie, Portret Doriana Graya to klasyka, więc nie będę tutaj przeprowadzać analizy, bo na pewno zrobiono to już nie raz. Nie jest to jednak klasyka w stylu Orzeszkowej (choć polską literaturę też dobrze znać!), myślę, że nawet można się pokusić o czytanie z jakimiś tam wypieczkami* na twarzy. Dlatego też polecam.

PS. Jeszcze słówko o najnowszej ekranizacji z 2009 r. Trudno nazwać Doriana Graya ekranizacją wierną, ale w miarę trzyma się faktów (przynajmniej tych najważniejszych). Natomiast groteskowo wyszły efekty specjalne związane z głównym wątkiem… Już bardziej wprost się nie dało tego zaprezentować. W ogóle ciekawa jest mnogość ekranizacji tej powieści, ale to byłby temat na oddzielny wpis, a o tej najnowszej miało być tylko słówko, więc już kończę - film można obejrzeć choćby ze względu na grającego w nim Colina Firtha, ale chyba jednak bardziej polecam książkę.

* tzn. z małymi wypiekami
Share /

6 komentarzy

  1. Mam tą książkę jeszcze przed sobą. Póki co grzecznie stoi na półce i czeka na swoją kolej;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biorąc pod uwagę co jest w środku, to należy się cieszyć, że stoi grzecznie ;)

      Usuń
  2. Pamiętam film :) jeżeli książka jest równie ciekawa to na pewno po nią sięgnę :) a po recenzji widzę ze ma wiele do zaoferowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka przeważnie przewyższa treścią film, który jest na niej oparty ;)

      Usuń
  3. Mnie właśnie bardzo się podobały te "wywody" - Wilde był doskonałym obserwatorem i potrafił w tak niebanalny sposób opowiadać o przemyśleniach ukrytych gdzieś głęboko w człowieku - mówił o tym, czego sami byśmy nie powiedzieli. Książka jest niesamowita i ma morał :)

    OdpowiedzUsuń

Twitter

Instagram

Wyświetl ten post na Instagramie.

Co tu się...? #mrok #gusła #dziady

Post udostępniony przez Dorota (@schizma9)

© Kawałek Cienia
designed by templatesZoo