World War Z - Max Brooks

wtorek, 16 lipca 2013

Do tej pory tylko raz miałam przyjemność (?) spotkać się oko w oko z zombie - oglądając Zombieland z Markiem Zuckerbergiem (Jessem Eisenbergiem). Aha, i grałam w Plants vs. Zombies, ale nie jestem pewna czy to się liczy. Ja wiem, taki ograny motyw, a tu tylko takie przelotne spotkania... (nie licząc oczywiście zombiaków widzianych na telewizorze kiedy quaz pokonywał kolejne ich hordy w kolejnych grach). Postanowiłam to zmienić. Ekhem. A właściwie to quaz mi w tym pomógł. No ale liczy się efekt.

World War Z jest książką stylizowaną na dokument. Oto dostajemy spisane wypowiedzi osób, które przeżyły pandemię zombi(e)zmu. Właściwie to przeżyły 10-letnią wojnę z zombie, a teraz, 10 lat później, decydują się o tym opowiedzieć człowiekowi, który ma stworzyć raport dla ONZ. O tym wszystkim czytamy we wstępie. Dalej jest apokalipsa podzielona na części - od pacjenta zero, poprzez Wielką Panikę, aż do poradzenia sobie z zombiakami. A w międzyczasie dowiadujemy się jak wyglądało zarażenie wirusem, próby poradzenia sobie z nim, ale też dostajemy obraz życia w społeczeństwie doprowadzonym na skraj wytrzymałości. Czyli jest wszystko co mogłoby nas interesować.

Mimo wszystko miałam problem, żeby do końca wczuć się w atmosferę życia po ataku wirusa. Nie byłam w stanie uwierzyć, że też to wszystko przeżyłam - mimo że chciałam, a bohaterowie próbowali mi w tym pomóc wypowiedziami w stylu "pamięta pan to wydarzenie" (wypowiedzi skierowane były, rzecz jasna, do przeprowadzającego wywiad). To nawet nie chodzi o to, że nie pamiętałam. Raczej miałam za mało informacji, żeby takie "wspomnienie" sobie stworzyć. No bo skoro "pamięta pan", to "nie muszę mówić, co się wtedy wydarzyło". Wiecie o co chodzi.

Historie ocalonych są różne, bo pochodzą z różnych miejsc na świecie, ale mnie najbardziej przypadł do gustu przypadek astronauty uwięzionego w kosmosie. Przyszłoby Wam do głowy, żeby uwzględnić kogoś takiego? Mnie chyba nie.

Ogólnie czytało się dobrze, a dodatkowo motywujący był fakt, że lada dzień World War Z miało się pojawić w kinach (skończyłam czytać ponad tydzień temu, w sobotę rano, a po południu byłam w kinie). Jeżeli jesteście zainteresowani filmem o zombie, w którym Brad Pitt ratuje świat, to poczekajcie aż wyjdzie na DVD i będzie w promocji albo w ogóle puszczą go w telewizji. A już szczególnie jeżeli oczekujecie, że film jest ekranizacją książki. Mówiąc wprost: nie jest.

Podsumowując, książka tak, szczególnie jeśli lubicie takie klimaty. Film niekoniecznie.

PS. Recenzja video:



Share /

5 komentarzy

  1. W zeszłym tygodniu, namówiona przez koleżankę, wybrałam się do kina na "World War Z". Książki natomiast nie czytałam, ale już widzę, że masz rację: ekranizacją tego filmu nazwać nie można. Z wymienionych przez ciebie części jest tam chyba tylko wielka panika i próby znalezienia rozwiązania. Obrazu społeczeństwa brak. A szkoda, bo to właśnie wydaje mi się najciekawsze. Astronauty też nie było! I znowu: szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze powiedziane, próby. I rzeczywiście, w książce bardzo ciekawy jest obraz społeczeństwa z różnych zakątków świata, a w filmie? No cóż, po prostu amerykańskie społeczeństwo, w którym głównemu bohaterowi obowiązkowo musi towarzyszyć kobieta, podczas gdy jego zwierzchnikiem jest czarnoskóry mężczyzna. Ograny temat.

      Usuń
  2. O, a u mnie ta książka leży i leży od kilku lat i czeka na przeczytanie :p "Zombie Survival" tego autora bardzo mi się podobał, ale do Wojny jakoś nie mogłam przysiąść ;) może nastąpiła ku temu okazja właśnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja poczekam aż ta druga książka wyjdzie po polsku ;)

      Usuń
    2. Ja czytałam po polsku właśnie; już kilka lat temu była wydana.

      Usuń

Twitter

Instagram

Wyświetl ten post na Instagramie.

Co tu się...? #mrok #gusła #dziady

Post udostępniony przez Dorota (@schizma9)

© Kawałek Cienia
designed by templatesZoo