Magnetyzer - Konrad T. Lewandowski

niedziela, 9 marca 2014

Akcję swojej powieści Konrad T. Lewandowski osadził w Warszawie lat dwudziestych ubiegłego wieku. Wydaje mi się, że taki zabieg zawsze ma walory edukacyjne - aczkolwiek z drugiej strony może też wprowadzać w błąd, jeżeli realia nie będą wiernie oddane. W każdym razie czyta się przyjemnie.

Oto komisarz Drwęcki zajmuje się sprawą samobójstwa pewnej panny z dobrego domu. Samo targnięcie się na swoje życie może nie byłoby aż takie dziwne (wszak różne rzeczy się zdarzają) gdyby nie fakt, że zrealizowane zostało w dosyć makabryczny sposób - samobójczyni sama się przed śmiercią torturowała… Nasz dzielny bohater zaczyna węszyć - okazuje się, że w ostatnim czasie w stolicy znacząco wzrósł odsetek samobójstw młodych dziewcząt, a to przestaje wyglądać na zwykłe zbiegi okoliczności. W tym samym czasie Drwęcki od swojego starszego przyjaciela, weterana Powstania Styczniowego, pana Hiacyntusa, dowiaduje się, że dziadek starszego pana miał za młodu okazję poznać pewnego Rosjanina o dziwnych umiejętnościach. Nazwano go "magnetyzerem", ponieważ potrafił tak człowieka podejść, że ten robił wszystko, co mu Razguninow podpowiadał (mnie ta postać cały czas przywodziła na myśl Rasputina). Ponoć zostały po nim jakieś notatki i teraz komisarz główkuje czy sprawy mogą się w jakiś sposób łączyć. Warto tutaj dodać, że akcja toczy się dwutorowo - opowieści pana Hiacyntusa przenoszą nas do początków XIX w. i bezpośrednio uczestniczymy w wydarzeniach.

Cała sprawa kończy się w sposób, który mnie nie usatysfakcjonował, ale wszystko co działo się wcześniej czytałam z przyjemnością. Zabawne były fragmenty, w których autor ukazywał polską obyczajowość z początku poprzedniego wieku - jak gorszące było to, że młodzi ludzie trzymają się za ręce, a już nie daj Boże, żeby się całowali! Z drugiej strony ciekawa jestem czy warszawska ferajna (właściwie to ówczesna mafia) rzeczywiście była tak honorowa jak to się przedstawia, czy to raczej jest mit, który buduje atmosferę i, bądź co bądź, legendę tamtych lat. Możliwe, że autor wykorzystał jedynie stereotypy, ale dla takiej ignorantki jak ja nie ma to większego znaczenia - tym bardziej, że nie zamierzam pisać pracy naukowej na temat międzywojennej stolicy na podstawie Magnetyzera ;)

Czy warto przeczytać tę książkę? Myślę, że tak, ale nie dla zakończenia. Samo odkrywanie i dopasowywanie do siebie kolejnych elementów zagadki jest dosyć interesujące, ale, jak pisałam wcześniej, zakończenie (mnie) nie zachwyca. Zastanawiam się czy zabrakło pomysłu, czy właśnie pomysł był przekombinowany… Albo ja po prostu nie zrozumiałam zamysłu twórcy. W każdym razie, w wolnej chwili można sięgnąć po tę lekturę.
Share /

2 komentarze

  1. :) za mało wolnych chwil, za dużo fajnych lektur :D :D ja ostatnio pożyczyłam "sprzedaj lodówkę i jedź dookoła świata" - mega wydanie (od strony jakości książki i papieru, przez układ, po cudowne zdjęcia) i z tego, co mówił mój chłopak bardzo ciekawa książka.

    OdpowiedzUsuń

Twitter

Instagram

Wyświetl ten post na Instagramie.

Co tu się...? #mrok #gusła #dziady

Post udostępniony przez Dorota (@schizma9)

© Kawałek Cienia
designed by templatesZoo