Okazuje się, że nie trzeba jechać na drugi koniec świata, żeby doświadczyć obcej nam kultury. Czasem wystarczy wyskoczyć na dłużej za przysłowiową miedzę - tak jak to zrobił bohater Merde! Rok w Paryżu.
Paul West jest Brytyjczykiem, który postanawia opuścić Wyspy i spędzić rok na kontrakcie we Francji. Jego zadaniem ma być stworzenie sieci angielskich herbaciarni w Paryżu, ale od początku nie jest to zadanie łatwe - i to pomimo jego doświadczenia w tego typu przedsięwzięciach. No bo jak się odnaleźć wśród ludzi, którzy zanim na dobre rozkręcą się z pracą już wybierają się na urlop? I w ogóle są jacyś tacy niefrasobliwi…
Nasz bohater na każdym kroku doświadcza różnic między swoimi rodakami, a mieszkańcami królowej stolic*, a wszystko na tle pewnej afery, z którą przyjdzie mu się zmierzyć oko w oko. Ale zanim do tego dojdzie, musi się mierzyć z codziennością: z niedostateczną znajomością języka francuskiego, z niechęcią ze strony współpracowników, z ich niedostateczną znajomością angielskiego, w którym to języku mieli się komunikować, z poszukiwaniem mieszkania do wynajęcia, z ciągłymi strajkami najróżniejszych grup zawodowych, z zamawianiem kawy w kawiarni, ze współlokatorką o libertyńskich zapędach, z psimi odchodami na chodnikach, a w związku z tym również na podeszwach butów… Wszystkie te, wydawałoby się, proste sprawy mogą stanowić nie lada problem kiedy we Francji nie jest się Francuzem, a, co gorsza, jest się Brytyjczykiem. Ale kiedy po jakimś czasie Paul pojechał w swoje rodzinne strony jego bliscy zarzucali mu, że mówi z dziwnym akcentem i w ogóle zrobił się jakiś inny, a on sam czuł się w swoim kraju obco. Wbrew pozorom tak niewiele potrzeba, żeby nasiąknąć obyczajami, które początkowo wydawały nam się nienaturalne.
Razem z Paulem odkrywamy mentalność Paryżan (nie powiem, że Francuzów, bo te dwa zbiory podobno nie do końca się pokrywają), ale mogę Was zapewnić, że dla niego wiele rzeczy było zdecydowanie bardziej zaskakujących niż dla mnie. Nie wiem na ile to kwestia przerysowania całej sytuacji przez autora, a na ile rzeczywiste różnice między kontynentem a Wyspami. Może też chodzić o moją dogłębną znajomość niuansów kultury francuskiej ;) Grunt, że czyta się przyjemnie, a całość jest naprawdę zabawna. Być może książka staje się nieco zabawniejsza, szczególnie na początku, jeśli zna się chociaż podstawy francuskiego**, ale oczywiście nie jest to warunek konieczny do przeczytania tej pozycji. A przeczytać warto, szczególnie teraz, w okresie wakacyjnym, kiedy, po pierwsze, więcej podróżujemy, a po drugie, jest gorąco i nie mamy siły ani ochoty na cięższe pozycje.
Jeśli szukacie humorystycznej opowieści o perypetiach etranżera we Francji - to Merde! Rok w Paryżu zdecydowanie jest dla Was.
*Saboteur - stąd ściągnęłam określenie ;)
**tak się złożyło, że ja akurat znam - dlatego o tym wspominam; uczcie się języków obcych!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tego typu literatura nie zawsze przypada mi do gustu, ale po tą książkę sięgnę - tak z ciekawości.
OdpowiedzUsuńKsiążkę przeczytałam już jakiś czas temu, a tekst pisałam w trudnych warunkach i zapomniałam dodać, że końcówka robi średnie wrażenie na tle całości, ale generalnie i tak uważam, że warto przeczytać :)
UsuńPrzeczytałam tę książkę i bardzo mi się podobała : ) Na pewno sięgnę po następne części: >
OdpowiedzUsuńJa też się postaram jeśli będę miała taką możliwość :)
Usuń