"Kolos na glinianych nogach" było określeniem użytym przez Denisa Diderota po jego podróży do Rosji w XVIII w., ale mnie jakoś tak bardziej utkwiło w pamięci po lekcjach historii, na których uczyliśmy się, że tak mówiło się o Związku Radzieckim (tyle lat minęło, a stwierdzenie było wciąż aktualne…). U Pratchetta spotykamy prawdziwego kolosa na ilastej skale osadowej - golema.
Golem nie potrafi mówić, w celach komunikacyjnych posługuje się tabliczką, na której pisze słowa. Słowa ma również w głowie, a to zasadniczo zgadza się z żydowską tradycją, z której to stworzenie pochodzi. Właściwie golem jest rzeczą, bo nie jest ani żywy, ani nieumarły - nie da się go przyporządkować ani do ludzi, krasnoludów lub trolli, ani do zombie albo wampirów. Wampiry… Istoty, których Vimes wyjątkowo nie lubi…
Jesteśmy w Ankh-Morpork, gdzie właśnie ktoś próbował uskutecznić zamach na życie Patrycjusza, Vimes odwiedza Kolegium Heraldyczne, w którym spotyka się ze Smokiem Herbowym Królewskim w sprawie, a jakże!, swojego herbu, pewne środowiska chcą powrotu króla na ankh-morporski tron i widzą ofiarę w jednym ze strażników, a na domiar złego coś niepokojącego dzieje się z pracującymi w mieście golemami. I wszystko to spada na głowę Straży Miejskiej, która zaczyna prowadzić śledztwo, choć niektórzy jej członkowie wcale nie uważają, aby było to działanie konieczne (szczególnie ci bliżej emerytury).
Książki Pratchetta zawsze działają na mnie rozluźniająco, wręcz kojąco. Z przyjemnością kilka razy w roku wracam do Świata Dysku, bo choć fantastyczny, to jednak jest bardzo bliski temu co otacza nas na co dzień. Seria ze Strażą jest nieco mniej absurdalnie zabawna (ale tylko nieco), jest tam chyba trochę więcej rozmyślań niż w innych częściach, ale to tylko małe urozmaicenie (dla jednych może być to zaleta, dla innych wada). W istocie zawsze chodzi o to samo - żeby ukazać świat w krzywym zwierciadle. I w tym Terry Pratchett jest mistrzem.
Share /
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Uważam za bardzo poruszajacą golemią "wypowiedź" podsumowującą punkt kulminacyjny powieści.
OdpowiedzUsuńNie wiem, którą konkretnie masz na myśli :)
OdpowiedzUsuńNie chcę spoilerować.
UsuńNa wypadek, gdyby bloga przeglądał ktoś, kto nie zetknął się jeszcze z Pratchettem powiem, że chodzi o wypowiedź wyrytą w miejscu innym niż standardowa tabliczka.
Argh... Ciągle zapominam sprawdzić, ale w końcu to zrobię! ;)
Usuń