Jestem zawiedziona. Z jakiegoś powodu miałam wobec tej książki pewne oczekiwania, których ona nie spełniła i jest mi przykro, ale o tym za chwilę.
Rzecz się dzieje w fabrykanckiej Łodzi, w kwietniu 1892 r. Dymy z kominów fabrycznych, zmęczeni robotnicy oraz przemieszanie czterech kultur stanowią tło dla różnego rodzaju występków, przestępstw, a nawet zbrodni. I w takiej właśnie atmosferze zostają porwani dwaj chłopcy - syn niemieckiego fabrykanta i syn polskiego inżyniera. Zrozpaczeni rodzice próbują wszystkiego, aby dowiedzieć się gdzie są ich dzieci i je odzyskać. W tym samym czasie do Łodzi przyjeżdża Andrzej Potulicki, zubożały szlachcic, aby trochę się odkuć pracując jako stangret w jednej z fabryk, ale słuch o nim ginie, więc na jego poszukiwania rusza żona, Maria Potulicka. Zarówno rodzice zaginionych dzieci jak i hrabianka trafiają do prywatnego detektywa, Rosjanina Jewgienija Riepina, u którego terminuje Polak, Stanisław Raczyński. Jak możecie się domyślać, to młodszy z duetu będzie odgrywał główną rolę i to on będzie wyczyniał rzeczy godne XIX-wiecznego Jamesa Bonda.
Bo tak to właśnie wygląda - Stach jest zawsze tam, gdzie komuś dzieje się krzywda, aby obezwładnić złoczyńców, świetnie walczy wręcz, a do tego dostał rewolwer, motorower oraz latarkę od swojego Q - Żyda, Izaaka Kona, mechanika maszyn w łódzkich fabrykach, a po godzinach wynalazcy. U boku naszego bohatera jest również, a jakże!, piękna kobieta, wspomniana już Maria, która co prawda nie wzdycha "och, Stach!"*, ale jest niezwykle zdeterminowana, aby odnaleźć swego męża. Podobieństw do przygód Bonda jest więcej, bo chociażby cała intryga jest iście bondowska - na skalę lokalnych możliwości. Chodzi o to, żeby przejąć kontrolę - może nie od razu nad całym światem, ale nad miastem na pewno, a cały entourage wskazuje na sporą pomysłowość i fascynację starożytną Grecją głównego antagonisty.
Zdjęcie z okładki |
Za to na pewno nie można się czepiać jeżeli chodzi o wierne opisanie szczegółów miasta, z ówczesnymi nazwami ulic na czele. Można sobie zapewnić przedni spacer po łódzkich drogach - tych samych, którymi podążał Stach Raczyński - i to jest warte odnotowania. Aż chciałoby się pooglądać zdjęcia z tamtego okresu… (mówisz, masz: http://refotografie.blogspot.com/)
Pozycja nieobowiązkowa.
Podobno pierwsze zdanie jest najważniejsze |
Brak komentarzy
Prześlij komentarz