Trzeci brzeg Styksu - Krzysztof Beśka

sobota, 25 lipca 2015


Jestem zawiedziona. Z jakiegoś powodu miałam wobec tej książki pewne oczekiwania, których ona nie spełniła i jest mi przykro, ale o tym za chwilę.

Rzecz się dzieje w fabrykanckiej Łodzi, w kwietniu 1892 r. Dymy z kominów fabrycznych, zmęczeni robotnicy oraz przemieszanie czterech kultur stanowią tło dla różnego rodzaju występków, przestępstw, a nawet zbrodni. I w takiej właśnie atmosferze zostają porwani dwaj chłopcy - syn niemieckiego fabrykanta i syn polskiego inżyniera. Zrozpaczeni rodzice próbują wszystkiego, aby dowiedzieć się gdzie są ich dzieci i je odzyskać. W tym samym czasie do Łodzi przyjeżdża Andrzej Potulicki, zubożały szlachcic, aby trochę się odkuć pracując jako stangret w jednej z fabryk, ale słuch o nim ginie, więc na jego poszukiwania rusza żona, Maria Potulicka. Zarówno rodzice zaginionych dzieci jak i hrabianka trafiają do prywatnego detektywa, Rosjanina Jewgienija Riepina, u którego terminuje Polak, Stanisław Raczyński. Jak możecie się domyślać, to młodszy z duetu będzie odgrywał główną rolę i to on będzie wyczyniał rzeczy godne XIX-wiecznego Jamesa Bonda.

Bo tak to właśnie wygląda - Stach jest zawsze tam, gdzie komuś dzieje się krzywda, aby obezwładnić złoczyńców, świetnie walczy wręcz, a do tego dostał rewolwer, motorower oraz latarkę od swojego Q - Żyda, Izaaka Kona, mechanika maszyn w łódzkich fabrykach, a po godzinach wynalazcy. U boku naszego bohatera jest również, a jakże!, piękna kobieta, wspomniana już Maria, która co prawda nie wzdycha "och, Stach!"*, ale jest niezwykle zdeterminowana, aby odnaleźć swego męża. Podobieństw do przygód Bonda jest więcej, bo chociażby cała intryga jest iście bondowska - na skalę lokalnych możliwości. Chodzi o to, żeby przejąć kontrolę - może nie od razu nad całym światem, ale nad miastem na pewno, a cały entourage wskazuje na sporą pomysłowość i fascynację starożytną Grecją głównego antagonisty.

Zdjęcie z okładki
A co mnie zawiodło? Hm. Chyba głównie język powieści. Bo o ile intryga jest dosyć zabawna jeśli się nad tym zastanowić, o tyle sposób jej opisania mnie bolał. Historia może się wpisać w pewien nurt - przecież przygody Jamesa Bonda też traktujemy z przymrużeniem oka i mimo że wiemy, iż większość z nich byłaby średnio możliwa, nie przeszkadza nam to w dobrej zabawie. Ale jeżeli od początku do końca nie mogę uwierzyć w prawdziwość bohaterów, to chyba coś jest nie tak. Wiele z ich wypowiedzi, zachowań, nawet wyglądu, wydawało mi się sztuczne, takie lekko żenujące wręcz, a jest to tym bardziej smutne kiedy z całego serca życzycie książce dobrze (na pewno znacie to uczucie z różnych sytuacji w swoim życiu, nie tylko literackich). Chciałabym napisać, że nie męczyłam się czytając Trzeci brzeg Styksu, ale cóż… Może nie jest to całkowity gniot, ale zdecydowanie zabrakło autentyczności.

Za to na pewno nie można się czepiać jeżeli chodzi o wierne opisanie szczegółów miasta, z ówczesnymi nazwami ulic na czele. Można sobie zapewnić przedni spacer po łódzkich drogach - tych samych, którymi podążał Stach Raczyński - i to jest warte odnotowania. Aż chciałoby się pooglądać zdjęcia z tamtego okresu… (mówisz, masz: http://refotografie.blogspot.com/)

Pozycja nieobowiązkowa.

Podobno pierwsze zdanie jest najważniejsze
*Polecam obejrzeć szczególnie te starsze filmy o Bondzie, w których prawie każda kobieta na widok agenta wzdychała "oh, James" i wyskakiwała z majtek ;)
Share /

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Twitter

Instagram

Wyświetl ten post na Instagramie.

Co tu się...? #mrok #gusła #dziady

Post udostępniony przez Dorota (@schizma9)

© Kawałek Cienia
designed by templatesZoo