Są autorzy, o których boję się pisać, bo nie chcę się narazić. To pisarze, którzy bez względu na to co napiszą i tak pozostaną niezmiennie, i niezmiernie, popularni. Boję się również pisać o ich książkach, bo nigdy nie wiem czy nie napisałam jakiejś oczywistości, o której już się nie wspomina albo czy nie dałam jasno do zrozumienia, że czegoś nie zrozumiałam. "Sputnik Sweetheart" to jedna z takich książek, a Haruki Murakami zdecydowanie należy do opisanej przeze mnie grupy pisarzy.
Książka to historia Japonki Sumire, mojej rówieśniczki, widziana i opowiedziana przez jej najlepszego przyjaciela, o 2 lata starszego nauczyciela, K. Sumire rzuca studia, aby spróbować napisać powieść. Podczas wesela kuzynki poznaje Miu, która proponuje dziewczynie pracę w charakterze swojej asystentki. Młoda pisarka zakochuje się w pracodawczyni, ale jednocześnie traci zapał do pisania. Aż do służbowego wyjazdu do Europy. Podróż nie kończy się jednak tak sielankowo jak mogłoby się wydawać.
Przeczytałam "Sputnik Sweetheart" niemal jednym tchem. To piękna, klimatyczna opowieść z pogranicza jawy i snu. Jestem też pod wrażeniem zręczności z jaką Murakami wykorzystuje język do budowania atmosfery.
Ten japoński autor już chyba na stałe wkradł się do kanonu literatury światowej. I do serc czytelników.
Murakami do mojego serce też się już wkradł, ale "Sputnik Sweetheart" nadal przede mną :).
OdpowiedzUsuńW mojej karierze czytelniczej to dopiero druga książka Murakamiego, ale bardzo podoba mi się jego styl pisania :) Nie należę jednak (przynajmniej na razie) do czekających na jego kolejne książki z wypiekami na twarzy ;)
OdpowiedzUsuńi ja jestem zakochana w Murakamim, aczkolwiek "Sputnik..." to wg mnie najmniej udana próba literacka tego pisarza, oczywiście biorąc pod uwagę książki, które czytałam do tej pory (a było ich około dziesięciu).
OdpowiedzUsuńJakoś zapomniałam ostatnio o Murakamim w natłoku innych lektur.
OdpowiedzUsuń