Długi majowy weekend (majowo-kwietniowy) rozpoczęty, dzięki czemu jedni będą mieli więcej czasu na czytanie, a inni... No cóż. Pozdrawiam maturzystów :)
Czy u Was też jest taki straszny upał? Żeby nie było - lubię jak jest ciepło, ale żeby na koniec kwietnia aż tak? I tym oto zgrabnym przejściem przemieścimy się w stronę meritum tego posta. Bo na upały dobra jest lektura lekka i przewiewna, a takie kryteria spełniają książki Terry'ego Pratchetta, w tym ostatnio przeczytany przeze mnie "Mort".
Przy czym "Mort" jest również niejako lekturą chłodzącą, gdyż traktuje o Śmierci. Co prawda humor może nieco rozgrzać, ale to już da się załatwić mrożoną kawą lub sokiem jabłkowym z kostką lodu. Tytułowy Mort to uczeń Śmierci. Wiecie, taki co to terminuje u Postaci W Kapturze, uczy się rzemiosła. Przecież każdemu może znudzić się wykonywany fach - szczególnie jeśli jest się z nim związanym od początku Świata. Gorzej jednak jeśli osoba, która miała choć na jakiś czas przejąć obowiązki, nie wywiązuje się z nich zmieniając tym bieg historii. No i właśnie takie coś przytrafiło się Mortowi - nie umarł ktoś, kto umrzeć powinien...
Strasznie mętnie opowiedziałam fabułę, ale w sumie jeśli ktoś jest zainteresowany Pratchettem to pewnie i tak przeczyta. Grunt, że jest to pierwsza część serii poświęcona Śmierci, z której to części m.in. możemy poznać historię Alberta - kogoś w rodzaju Pana Z Kosą. Cóż więcej mogę rzec? Chyba tylko tyle, że warto przeczytać coś przyjemnego z dużą dozą humoru. Działa odprężająco.
A na koniec: wywiad z Piotrem W. Cholewą, tłumaczem książek Terry'ego Pratchetta.
Share /
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy
Prześlij komentarz