literatura polska
literatura współczesna
Polska
wojna
Ta niepozorna książeczka jest dowodem na to, że nie tylko Amerykanie mają swoich weteranów wojennych z problemami po wojnach w Korei i Wietnamie. II wojna światowa tak samo (a może bardziej?) odcisnęła swoje piętno na umysłach Polaków. Tylko że o tym się nie mówi. Mówi się o walkach przynoszących chwałę i męczeńskiej śmierci (lub odwrotnie), a przecież nie wszyscy zginęli. I nie wszyscy przeżyli wojnę popełniając tylko czyny chwalebne.
Jest On. Jest też Ona. On chce wynająć mieszkanie, w którym będą mogli razem zamieszkać i tworzyć coś na kształt rodziny. Wybiera lokum w starej kamienicy, w której mieszkają nieco mniej starzy, ale jednak obarczeni bagażem doświadczeń ludzie (i kilkoro studentów). Wszystko wydaje się układać, jednak duchy nie dają się tak łatwo pogrzebać. To nie są ciała, które wystarczy złożyć w mogiłach, żeby móc spróbować zapomnieć. Duchy się snują, duchy pamiętają.
„Kamienica” to dziwna opowieść gdzieś z pogranicza jawy i snu. Koszmaru. Wzbudza niepokój, którego niełatwo się pozbyć. Niektóre wydarzenia lub opisy mogą też wzbudzić obrzydzenie u bardziej wrażliwych czytelników, którzy oczekują czystej i estetycznej historii. A przecież historia taka nie jest, o czym wszyscy wiedzą, ale mało kto wynosi tę wiedzę ze szkoły.
Mam ambiwalentne odczucia względem tej książki. Z jednej strony mnie wciągnęła, z drugiej była strasznie dziwna i nie do końca jestem pewna czy mi się to podobało. Nie ulega jednak wątpliwości, że czyta się szybko i nie uważam trzech godzin, które na to poświęciłam, za czas stracony (i tak siedziałam w pociągu z Łodzi Kaliskiej do Krakowa Głównego). Wydanie wzbogacone zostało ciekawymi, ale równie niepokojącymi co tekst, grafikami (podobnymi do tej na okładce). Mam jednak wrażenie, że nazwanie „Kamienicy” powieścią byłoby trochę na wyrost. Skłaniałabym się raczej do nazwania tego utworu rozbudowanym opowiadaniem, ale to są kwestie drugoplanowe.
Dla mnie opowieść Dariusza Eckerta była, mimo wszystko, ciekawym doświadczeniem, ale raczej nie objawieniem. Co nie wyklucza po prostu niezłej prozy.
PS. Za egzemplarz (po raz pierwszy w historii bloga) dziękuję Warszawskiej Firmie Wydawniczej.
Share /
Ta niepozorna książeczka jest dowodem na to, że nie tylko Amerykanie mają swoich weteranów wojennych z problemami po wojnach w Korei i Wietnamie. II wojna światowa tak samo (a może bardziej?) odcisnęła swoje piętno na umysłach Polaków. Tylko że o tym się nie mówi. Mówi się o walkach przynoszących chwałę i męczeńskiej śmierci (lub odwrotnie), a przecież nie wszyscy zginęli. I nie wszyscy przeżyli wojnę popełniając tylko czyny chwalebne.
Jest On. Jest też Ona. On chce wynająć mieszkanie, w którym będą mogli razem zamieszkać i tworzyć coś na kształt rodziny. Wybiera lokum w starej kamienicy, w której mieszkają nieco mniej starzy, ale jednak obarczeni bagażem doświadczeń ludzie (i kilkoro studentów). Wszystko wydaje się układać, jednak duchy nie dają się tak łatwo pogrzebać. To nie są ciała, które wystarczy złożyć w mogiłach, żeby móc spróbować zapomnieć. Duchy się snują, duchy pamiętają.
„Kamienica” to dziwna opowieść gdzieś z pogranicza jawy i snu. Koszmaru. Wzbudza niepokój, którego niełatwo się pozbyć. Niektóre wydarzenia lub opisy mogą też wzbudzić obrzydzenie u bardziej wrażliwych czytelników, którzy oczekują czystej i estetycznej historii. A przecież historia taka nie jest, o czym wszyscy wiedzą, ale mało kto wynosi tę wiedzę ze szkoły.
Mam ambiwalentne odczucia względem tej książki. Z jednej strony mnie wciągnęła, z drugiej była strasznie dziwna i nie do końca jestem pewna czy mi się to podobało. Nie ulega jednak wątpliwości, że czyta się szybko i nie uważam trzech godzin, które na to poświęciłam, za czas stracony (i tak siedziałam w pociągu z Łodzi Kaliskiej do Krakowa Głównego). Wydanie wzbogacone zostało ciekawymi, ale równie niepokojącymi co tekst, grafikami (podobnymi do tej na okładce). Mam jednak wrażenie, że nazwanie „Kamienicy” powieścią byłoby trochę na wyrost. Skłaniałabym się raczej do nazwania tego utworu rozbudowanym opowiadaniem, ale to są kwestie drugoplanowe.
Dla mnie opowieść Dariusza Eckerta była, mimo wszystko, ciekawym doświadczeniem, ale raczej nie objawieniem. Co nie wyklucza po prostu niezłej prozy.
PS. Za egzemplarz (po raz pierwszy w historii bloga) dziękuję Warszawskiej Firmie Wydawniczej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie brzmi to zle, wezme, jak kiedys trafie w bibliotece :-).
OdpowiedzUsuńHmmm brzmi calkiem fajnie moim zdaniem :D
OdpowiedzUsuńChyba gdzieś już słyszałam o tym autorze. Ale na chwilę obecną książka mnie nie przyciąga.
OdpowiedzUsuń@czas-odnaleziony: Jak pisałam - czyta się szybko, więc nawet jeśli się nie spodoba, to stracisz niedużo czasu :)
OdpowiedzUsuń@Sheti: I takie spontaniczne reakcje lubię ;)
@Tirindeth: Z tego co znalazłam na Biblionetce, to Eckert wydał jeszcze książkę pt. "Mój anioł" - może w jej kontekście słyszałaś o autorze :)