kryminał
literatura włoska
Włochy
Czuję się trochę jak podczas sesji na studiach – robię wszystko, żeby nie zacząć pisać, wszystko wydaje się być ciekawsze, a dokument tekstowy cały czas otwarty, bo przecież się zbieram… Też tak miewacie? Na studiach byliśmy gotowi (moi znajomi również) przemalowywać ściany byle tylko odsunąć od siebie konieczność nauki do kolejnego kolokwium czy egzaminu… Ale ta notka oczywiście niekoniecznie ma dotyczyć moich wspomnieć ze studiów ;)
Książka, o której dzisiaj piszę, nosi tytuł Miesiąc z komisarzem Montalbano, ponieważ w istocie jest to 30 krótkich opowiadanek połączonych ze sobą postacią tytułowego funkcjonariusza. Może wiecie (a może nie), że przeczytałam w swoim życiu (brzmi jakbym dobijała sześćdziesiątki?) sporo kryminałów i/lub książek sensacyjnych, wiele z nich zanim założyłam bloga. Wciąż lubię wracać do tego gatunku, nawet jeżeli jest nazywany takim z dolnej półki, chociaż teraz staram się czytać bardziej różnorodną literaturę. Ale wracając do tematu…
Nie wszystkie opowiadania dotyczą morderstw, w niektórych chodzi o kradzież, a w innych o jakieś zagadki z przeszłości. Wszystko dzieje się we Włoszech, a dokładniej na Sycylii, w fikcyjnym miasteczku Vigata (z okazjonalnymi wyjazdami do innych włoskich miast). Z czym kojarzy Wam się Sycylia? Bo mnie, w pierwszym odruchu, z mafią. I chociaż większość historii rozgrywa się pod koniec lat 90. XX w., to wydaje się, że omertà ma się dobrze (omertà to swego rodzaju zmowa milczenia, taki sycylijski „zwyczaj” – wiem to z Ojca Chrzestnego). Z drugiej strony jest komisarz Montalbano, który jest w stanie rozwiązać każdą zagadkę, ale bierze też pod rozwagę czy rozwiązanie to nie przyniesie więcej szkody niż pożytku.
Niektóre zagadki są wciągające, inne od początku właściwie zdradzają swoją puentę. I chociaż język pozostawia sporo do życzenia, to czyta się nienajgorzej. Tak sobie myślę, że kryminały to nie jest ten gatunek, który ma zachwycać słowem samym w sobie, są przeznaczone dla czystej rozrywki. I taką dostałam. Zatem książka Miesiąc z komisarzem Montalbano spełniła swoje podstawowe zadanie. A jak będę chciała poobcować z czystą formą to sięgnę po Mickiewicza.
Share /
Czuję się trochę jak podczas sesji na studiach – robię wszystko, żeby nie zacząć pisać, wszystko wydaje się być ciekawsze, a dokument tekstowy cały czas otwarty, bo przecież się zbieram… Też tak miewacie? Na studiach byliśmy gotowi (moi znajomi również) przemalowywać ściany byle tylko odsunąć od siebie konieczność nauki do kolejnego kolokwium czy egzaminu… Ale ta notka oczywiście niekoniecznie ma dotyczyć moich wspomnieć ze studiów ;)
Książka, o której dzisiaj piszę, nosi tytuł Miesiąc z komisarzem Montalbano, ponieważ w istocie jest to 30 krótkich opowiadanek połączonych ze sobą postacią tytułowego funkcjonariusza. Może wiecie (a może nie), że przeczytałam w swoim życiu (brzmi jakbym dobijała sześćdziesiątki?) sporo kryminałów i/lub książek sensacyjnych, wiele z nich zanim założyłam bloga. Wciąż lubię wracać do tego gatunku, nawet jeżeli jest nazywany takim z dolnej półki, chociaż teraz staram się czytać bardziej różnorodną literaturę. Ale wracając do tematu…
Nie wszystkie opowiadania dotyczą morderstw, w niektórych chodzi o kradzież, a w innych o jakieś zagadki z przeszłości. Wszystko dzieje się we Włoszech, a dokładniej na Sycylii, w fikcyjnym miasteczku Vigata (z okazjonalnymi wyjazdami do innych włoskich miast). Z czym kojarzy Wam się Sycylia? Bo mnie, w pierwszym odruchu, z mafią. I chociaż większość historii rozgrywa się pod koniec lat 90. XX w., to wydaje się, że omertà ma się dobrze (omertà to swego rodzaju zmowa milczenia, taki sycylijski „zwyczaj” – wiem to z Ojca Chrzestnego). Z drugiej strony jest komisarz Montalbano, który jest w stanie rozwiązać każdą zagadkę, ale bierze też pod rozwagę czy rozwiązanie to nie przyniesie więcej szkody niż pożytku.
Niektóre zagadki są wciągające, inne od początku właściwie zdradzają swoją puentę. I chociaż język pozostawia sporo do życzenia, to czyta się nienajgorzej. Tak sobie myślę, że kryminały to nie jest ten gatunek, który ma zachwycać słowem samym w sobie, są przeznaczone dla czystej rozrywki. I taką dostałam. Zatem książka Miesiąc z komisarzem Montalbano spełniła swoje podstawowe zadanie. A jak będę chciała poobcować z czystą formą to sięgnę po Mickiewicza.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy
Prześlij komentarz