autobiografia
historia
literatura polska
opowiadania
Polska
Janina Bauman była żoną słynnego Zygmunta, boga socjologii (przynajmniej na moim kierunku studiów w Łodzi). Oprócz tego przez wiele lat po wojnie pracowała w odradzającym się polskim przemyśle filmowym – aż do 1968 roku, kiedy po wydarzeniach marcowych musiała wraz z mężem i dziećmi wyjechać z Polski.
O tym właśnie jest pierwsza część książki – Nigdzie na ziemi. To wspomnienia pisarki o powojennej Polsce, o wierze w Partię, a także, a może przede wszystkim, o ciągłym strachu przed antysemityzmem. Bo trzeba Wam wiedzieć, że Baumanowie to Żydzi (w razie jeśli byście się jeszcze nie zorientowali), ale to chyba powinno być bez znaczenia skoro byli obywatelami Polski i czuli się Polakami. Tylko że wiecie, jak już kiedyś pisałam, czasem jest tak (szczególnie w obliczu jakiegoś zagrożenia), że trzeba znaleźć kozła ofiarnego - a na to, no cóż, najwyraźniej Żydzi nadawali się świetnie. Skąd tytuł? Pisarka przez całe życie pragnęła nie być wyobcowaną, gdzieś należeć, ale kolejne grupy w końcu ją rozczarowywały. A to zaraz po wojnie kiedy przystała do grupy młodych Żydów, którzy chcieli wyjechać do Palestyny, a to Partia, która była obietnicą równego traktowania wszystkich obywateli, a ostatecznie wykazała się niespodziewanym antysemityzmem. W końcu znalazła swoje miejsce w angielskim Leeds, ale czy to rzeczywiście było to czego szukała? Trudno powiedzieć.
Druga część, Powroty, to opowiadanie w czterech odsłonach. Poznajemy historię Adama Berga, Żyda, którym w dzieciństwie, po śmierci rodziców, zajął się wuj i jego żona, a który po ‘68 wyjechał do Anglii i tam się osiedlił. Po wielu latach, już po upadku komuny, wraca do Warszawy na konferencję naukową i jest to dla niego okazja, żeby przekonać się jak miasto (i cały kraj) się zmieniło, a także, żeby przypomnieć sobie siebie sprzed lat.
Ostatnia część to, jak wskazuje tytuł, opowiadania. Bardzo krótkie, czasem dwustronicowe, w których autorka przedstawia problemy codziennego życia Żydów ocalałych po II wojnie światowej. Nic nadzwyczajnego, ale to ciekawe dopełnienie całości.
Janina Bauman opowiada swoją historię ciekawie, choć może nie zawsze całkiem zgrabnie. Ale tutaj liczą się fakty, przeżycia, które czasem sprawiają, że człowiek łapie się za głowę. Szczególnie jeśli, tak jak ja, urodził się znacznie po wydarzeniach opisywanych w Nigdzie na ziemi i wychowywał się w zupełnie innych realiach - tego wczesnego polskiego kapitalizmu opisanego w Powrotach. Co mnie uderzyło, to pewien egoizm pisarki. Robiła karierę zawodową kosztem swojej pierwszej córki, która mając 6 lat musiała sama sobie robić jajecznicę i chodziła w obdartych ubrankach. Ale może nie powinnam oceniać, to były inne czasy (teraz prawdopodobnie Baumanowie zostaliby uznani za rodzinę patologiczną), a kobiety nie chciały rezygnować ze swoich ambicji, tak samo jak dzisiaj. Jednak kiedy o tym przeczytałam to jakoś tak żal mi się zrobiło tego dziecka.
Nawet jeżeli nie do końca podobał mi się styl, to paradoksalnie miałam wrażenie, że autorka jest tylko pośrednikiem zapisującym słowa postaci, że bohaterowie są żywymi ludźmi. Więc udało się Janinie Bauman dać świadectwo czasów powojennych, nie tak ciężkich jak wojenne, ale mimo wszystko trudnych dla ludności żydowskiej.
Share /
Janina Bauman była żoną słynnego Zygmunta, boga socjologii (przynajmniej na moim kierunku studiów w Łodzi). Oprócz tego przez wiele lat po wojnie pracowała w odradzającym się polskim przemyśle filmowym – aż do 1968 roku, kiedy po wydarzeniach marcowych musiała wraz z mężem i dziećmi wyjechać z Polski.
O tym właśnie jest pierwsza część książki – Nigdzie na ziemi. To wspomnienia pisarki o powojennej Polsce, o wierze w Partię, a także, a może przede wszystkim, o ciągłym strachu przed antysemityzmem. Bo trzeba Wam wiedzieć, że Baumanowie to Żydzi (w razie jeśli byście się jeszcze nie zorientowali), ale to chyba powinno być bez znaczenia skoro byli obywatelami Polski i czuli się Polakami. Tylko że wiecie, jak już kiedyś pisałam, czasem jest tak (szczególnie w obliczu jakiegoś zagrożenia), że trzeba znaleźć kozła ofiarnego - a na to, no cóż, najwyraźniej Żydzi nadawali się świetnie. Skąd tytuł? Pisarka przez całe życie pragnęła nie być wyobcowaną, gdzieś należeć, ale kolejne grupy w końcu ją rozczarowywały. A to zaraz po wojnie kiedy przystała do grupy młodych Żydów, którzy chcieli wyjechać do Palestyny, a to Partia, która była obietnicą równego traktowania wszystkich obywateli, a ostatecznie wykazała się niespodziewanym antysemityzmem. W końcu znalazła swoje miejsce w angielskim Leeds, ale czy to rzeczywiście było to czego szukała? Trudno powiedzieć.
Druga część, Powroty, to opowiadanie w czterech odsłonach. Poznajemy historię Adama Berga, Żyda, którym w dzieciństwie, po śmierci rodziców, zajął się wuj i jego żona, a który po ‘68 wyjechał do Anglii i tam się osiedlił. Po wielu latach, już po upadku komuny, wraca do Warszawy na konferencję naukową i jest to dla niego okazja, żeby przekonać się jak miasto (i cały kraj) się zmieniło, a także, żeby przypomnieć sobie siebie sprzed lat.
Ostatnia część to, jak wskazuje tytuł, opowiadania. Bardzo krótkie, czasem dwustronicowe, w których autorka przedstawia problemy codziennego życia Żydów ocalałych po II wojnie światowej. Nic nadzwyczajnego, ale to ciekawe dopełnienie całości.
Janina Bauman opowiada swoją historię ciekawie, choć może nie zawsze całkiem zgrabnie. Ale tutaj liczą się fakty, przeżycia, które czasem sprawiają, że człowiek łapie się za głowę. Szczególnie jeśli, tak jak ja, urodził się znacznie po wydarzeniach opisywanych w Nigdzie na ziemi i wychowywał się w zupełnie innych realiach - tego wczesnego polskiego kapitalizmu opisanego w Powrotach. Co mnie uderzyło, to pewien egoizm pisarki. Robiła karierę zawodową kosztem swojej pierwszej córki, która mając 6 lat musiała sama sobie robić jajecznicę i chodziła w obdartych ubrankach. Ale może nie powinnam oceniać, to były inne czasy (teraz prawdopodobnie Baumanowie zostaliby uznani za rodzinę patologiczną), a kobiety nie chciały rezygnować ze swoich ambicji, tak samo jak dzisiaj. Jednak kiedy o tym przeczytałam to jakoś tak żal mi się zrobiło tego dziecka.
Nawet jeżeli nie do końca podobał mi się styl, to paradoksalnie miałam wrażenie, że autorka jest tylko pośrednikiem zapisującym słowa postaci, że bohaterowie są żywymi ludźmi. Więc udało się Janinie Bauman dać świadectwo czasów powojennych, nie tak ciężkich jak wojenne, ale mimo wszystko trudnych dla ludności żydowskiej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy
Prześlij komentarz