Chyba nie ma osoby, która nie słyszałaby o "Ojcu Chrzestnym". Nawet jeśli nie wie (ta osoba) jak się Ojciec Chrzestny w rzeczywistości (literackiej) nazywa ani skąd się wziął w popkulturze. Prawdopodobnie znaczna większość społeczeństwa słyszała również określenie "Rodzina" a stosunku do sycylijskiej mafii. Chyba się nie mylę?
Don Vito Corleone zaczynał swoją karierę w Stanach Zjednoczonych jako skromny włoski imigrant. Lata ciężkiej pracy pozwoliły mu jednak wspiąć się wysoko - właściwie na sam szczyt - i stać się powszechnie szanowanym, przynajmniej tam, gdzie tego potrzebował, przywódcą jednej z sześciu nowojorskich Rodzin, Rodziny Corleone. Ojciec Chrzestny zajmował się handlem oliwą, a poza tym "kontrolował" hazard w Nowym Jorku - oczywiście nie sam, a z pomocą odpowiednio dobranych ludzi. Ponadto wyświadczał przysługi swoim przyjaciołom zastrzegając, że przyjdzie dzień, w którym przysługę trzeba będzie oddać - godzili się na to bez mrugnięcia okiem, bo któż nie chciałby mieć w gronie przyjaciół Dona Corleone?
A o czym jest sama książka? Mówiąc w dużym skrócie i właściwie powtarzając to, co wydawca umieścił w opisie na okładce, "Ojciec Chrzestny" to powieść o wojnie między Rodzinami, którą zapoczątkował właśnie Vito Corleone nie chcąc wejść w układ z przywódcą innej Rodziny. Przedmiotem układu miał być przemyt narkotyków, do których Don nie czuł przekonania. Rozwój wypadków zmusza Rodzinę do włączenia w wojnę najmłodszego syna Corleone - Michaela. Pytanie, czy można zastąpić Ojca Chrzestnego?
Czasy, w których toczy się akcja - lata 40. XX w. - to prawdopodobnie świetny okres dla rozwoju środowiska mafijnego w USA. Prohibicja, reglamentacja dóbr (nie wiem czy faktycznie miała miejsce, ale jakoś tak pasowała mi do tekstu ;) ) i rodzenie się powojennego dobrobytu to sfery, które sprzyjają robieniu ciemnych interesów, a przy tym oczywiście pieniędzy. Wiedział o tym słynny Al Capone, wiedział i Don Corleone, który, mimo swych postępków poza prawem, był bardzo czuły na obyczaje. Nie do pomyślenia było dla niego, żeby młodzi ludzie np. poszli ze sobą do łóżka przed ślubem.
"Ojciec Chrzestny" na pewno ma znaczące miejsce w kanonie współczesnej literatury - tak samo jak film na podstawie książki zapisał się wśród najlepszych w historii kinematografii. Nie ulega wątpliwości, że jest to świetna historia opowiedziana w rewelacyjny sposób. A jednak trochę (ale tylko troszeczkę!) się męczyłam. Nie za bardzo przemówiły do mnie nagłe i często odległe skoki w czasie - szczególnie te do przodu kiedy autor pisał, że "bohaterowi przygotowania zajęły 3 lata" i nagle znajdujemy się 3 lata później. No ale nic, to tylko takie tam moje biadolenie.
Podsumowując, jestem zadowolona z przeczytania "Ojca Chrzestnego" i myślę, że jeszcze do niego wrócę. Ale póki co czeka na mnie film F. F. Coppoli - może wstyd się przyznać, ale jeszcze nigdy nie oglądałam tej jednej z najsłynniejszych adaptacji, a filmweb podpowiada, że powinna mi się spodobać (na 88%).
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ta książka była znakomita! Uwielbiam Maria Puzo.
OdpowiedzUsuńTak o niej mówią ;)
UsuńŚwietna. Moje wrażenia tutaj.
OdpowiedzUsuńMnie również się bardzo podobała. Linku tu nie wstawię, bo nie umiem, ale opinia na blogu. Film także należy do klasyki. Polecam.
OdpowiedzUsuńWeryfikacja obrazkowa komentarzy utrudnia komentowanie- czy mogłabyś wyłączyc? w ustawieniach
@Agnes: Wiem, wiem, że świetna ;) Wrażenia też przeczytałam :)
OdpowiedzUsuń@guciamal: Wydaje mi się, że czytałam opinię na Twoim blogu, ale chyba muszę sobie przypomnieć. A o weryfikacji obrazkowej pamiętam, ale nie mam chwilowo czasu, żeby gmerać w ustawieniach. Postaram się to zrobić w najbliższym czasie.