Pierwsza z rodu. Znajda - Joanna Łukowska

sobota, 9 lutego 2013


Bardzo długo zbierałam się do napisania tego tekstu. Tak długo, że już nie pamiętam wszystkich niuansów przeczytanej historii. Ale czasem trzeba wziąć głębszy oddech (tak się mówi?), trochę odpocząć, spojrzeć z dystansu na to co się robi.

Zatem do rzeczy. Nie dość, że długo się zbierałam do napisania o tej książce (właściwie to do napisania o czymkolwiek), to długo też zbierałam się do jej przeczytania. Powód był prosty - książka jest długa, a ja nie miałam czytnika. Czytanie z ekranu komputera, o czym już się przekonałam, jest dosyć niewygodne i na dłuższą metę męczące. Szansa na przeczytanie Pierwszej... pojawiła się kiedy zaczęłam pracę, w której, jak się okazało, nie zawsze jestem zawalona sprawami nie cierpiącymi zwłoki. Tak sobie zaczęłam podczytywać, ale to też szło dosyć opornie. Aż w końcu na Gwiazdkę dostałam Kindle’a i w końcu osiągnęłam kolejny czytelniczy sukces.

Historia wymyślona przez autorkę wpisuje się w nurt fantasy. Są ludzie, skrzaty, trochę magii. Wszystko dzieje się, jeśli dobrze zrozumiałam, po naszym świecie i cywilizacji taką jaką znamy, ponieważ doprowadziliśmy ją do zagłady. W takich sytuacjach przeważnie mamy do czynienia z jakimś postapokaliptycznym światem w iście księżycowej scenerii, a tutaj jest po prostu ciemno, bo skrzat, który kiedyś budził co rano Słońce, obraził się i odszedł. W nowych warunkach zarówno istoty myślące, jak i rośliny musiały znaleźć jakąś drogę przystosowania się. Ale miło byłoby znów zobaczyć młode pędy i prawdziwą zieleń na drzewach. Może ta dziwna dziewczynka, która cudem uratowała się z wypadku, Znajda, będzie potrafiła jakoś na to wszystko zaradzić? No tak, tylko że póki co jest brzdącem z poparzoną ręką, który nie potrafi wydać z siebie ani jednego zrozumiałego słowa.

W książce splata się kilka wątków, ale byłam trochę zawiedziona kiedy jeden z nich, i to taki ważniejszy, nie został zakończony. Być może autorka miała zamiar napisać kolejne części, ale w związku z tym, że tego nie zrobiła, historia jest niepełna, urwana w nieodpowiednim momencie. Poza tym jest ok, ale nic ponadto. Trochę za dużo było przestawiania orzeczenia na koniec zdania, przez co większość bohaterów brzmiała jakby mówiła wiejską gwarą (bo i słownictwo nie zawsze było wyszukane - niektórym bohaterom to pasowało, ale, rany, nie prawie wszystkim!). Na początku mi to nie przeszkadzało, ale w końcu zrobiło się męczące. No i literówki. Oraz w jednym miejscu pomylenie imienia bohaterki. Ale tego się aż tak bardzo nie czepiam, bo ebooka dostałam dawno i może był jeszcze przed korektą.

Generalnie powieść jest do strawienia, ale mnie na kolana nie powaliła. Swego czasu czytałam dużo fantasy i wydaje mi się, że pani Łukowska zaprezentowała poziom, powiedzmy, średni. Jej powieść obyczajowa (tu) podobała mi się znacznie bardziej.

Dziękuję autorce za udostępnienie (bardzo dawno) egzemplarza do recenzji.

***

PS. A tutaj: klik, jeśli macie fejsa, możecie pobrać darmowego audiobooka Edgara Alana Poe ("Czarny kot"). Enjoy :-)
Share /

2 komentarze

Twitter

Instagram

Wyświetl ten post na Instagramie.

Co tu się...? #mrok #gusła #dziady

Post udostępniony przez Dorota (@schizma9)

© Kawałek Cienia
designed by templatesZoo