Twarz Tuwima - Piotr Matywiecki

czwartek, 9 stycznia 2014

Rok 2013 mienił się Rokiem Tuwima, w związku z czym postanowiłam zapoznać się nieco bliżej z poetą, który przez większość życia kojarzył mi się głównie z Lokomotywą. Postanowiłam więc przeczytać coś, co zostało o nim napisane i mój wybór, zupełnie przypadkowo, padł na Twarz Tuwima. Oj... Nie był to najlepszy strzał.

Książka jest dosyć obszerna - liczy sobie aż 770 stron. Przyznaję, że kupiłam ją w ciemno w postaci ebooka i nie wiedziałam ani o czym jest, ani jak jest gruba. Skusił mnie tytuł, ale oczekiwałam czego innego - na pewno nie spodziewałam się analiz i interpretacji tak dogłębnych, że w połowie zdania gubiłam wątek. Oczywiście problem może tkwić we mnie, wcale nie twierdzę, że autor nie sprostał zadaniu, które przed sobą postawił. Prawdopodobnie nie stanowię targetu.

W szkole nienawidziłam poezji. Nigdy nie rozumiałam co autor miał na myśli, co chciał nam przekazać, dlaczego w ten sposób i dokąd zmierza świat. W liceum przestałam nawet próbować. Dopiero kiedy na studiach kupiłam sobie tomik wierszy Wisławy Szymborskiej doszłam do wniosku, że poezja nie jest taka straszna kiedy nie stoi nade mną nauczyciel wymagający poprawnej interpretacji, zgodnej z kluczem maturalnym. Niestety autor Twarzy Tuwima przypomniał mi jak bardzo jestem nieporadna kiedy przychodzi do analizy pojedynczych wersów nieznanych mi wierszy. Matywiecki najchętniej przeanalizowałby i zinterpretował wszystko, a najlepiej w kontekście żydostwa Tuwima oraz jego kompleksów na punkcie znamienia na twarzy, wspominając również powojenny romans poety z komunizmem. Jednak kiedy mniej więcej w połowie książki autor niemal zaczął analizować sen Lechonia (razem z Tuwimem należeli do Skamandrytów) zaczęłam się zastanawiać co ja w ogóle czytam.

Oczywiście w Twarzy Tuwima jest biografia poety, w dużej mierze poskładana z fragmentów listów, które pisał (przede wszystkim do siostry, Ireny). I to, jak dla mnie, jest najlepsza część książki. Najlepsze są te zdania, które wyszły spod pióra Tuwima - kiedy on zyskiwał głos z chęcią oddawałam się lekturze i tym ciężej było mi wracać do przemyśleń Piotra Matywieckiego, który wszystko gmatwał. Strasznie niewygodnie się czuję pisząc krytyczne słowa na temat tej monografii - szczególnie, że mądrzejsi ode mnie nominowali ją w 2008 roku do Nagrody Literackiej Nike, ale trzeba być szczerym wobec siebie, a mnie się ta pozycja po prostu nie podobała. Krótko mówiąc (takie tl;dr), za mało konkretów, za dużo lania wody i obracania na wszystkie strony jednego słowa, zdania, wersu.

Autor niewątpliwie wykonał olbrzymią pracę przy pisaniu tej książki, z pewnością mogłaby być podręcznikiem akademickim (a może już jest?). Ale dla zwykłego śmiertelnika lektura może być lekko niestrawna.
Share /

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Twitter

Instagram

Wyświetl ten post na Instagramie.

Co tu się...? #mrok #gusła #dziady

Post udostępniony przez Dorota (@schizma9)

© Kawałek Cienia
designed by templatesZoo