To całkiem przyjemne kiedy można wrócić do bohaterów, których się zna i lubi, a przy okazji odwiedzić miejsca budzące miłe skojarzenia. Stephen Clarke ponownie zabrał mnie do Francji w odwiedziny do Paula Westa - Brytyjczyka, który postanowił posmakować życia na kontynencie.
Paul po niemal roku w Paryżu wybiera się na urlop na południe Francji. Brzmi całkiem zachęcająco, ale niekoniecznie wtedy kiedy okazuje się, że część wypoczynku będzie się spędzać u rodziny nowej dziewczyny, gdzieś w jakiejś francuskiej mieścinie, czy raczej wsi, której jedyną atrakcją są pola cukinii. W Paryżu natomiast nasz bohater przymierza się do otwarcia brytyjskiej herbaciarni, a w międzyczasie stara się odbudować zaufanie pewnej kobiety. Czy te wszystkie aspekty wystarczyły, żeby kolejna książka Clarke'a mnie kupiła? Najwyraźniej tak.
Czasem jest tak, że kontynuacje jakiejś serii rozczarowują, ale mnie to nie spotkało przy czytaniu drugiej części Merde!. Wiedziałam czego się spodziewać i właśnie to dostałam - młodego napalonego Anglika i jego perypetie we Francji, którą, wydawało mu się, już zna. Guzik prawda. Pewnie i po dwudziestu latach mieszkania tam mógłby powiedzieć, że nie wszystkie zachowania Francuzów rozumie.
Wiem, że nie napisałam tu niczego odkrywczego, nie przeprowadziłam analizy utworu literackiego ani nic takiego, ale chyba nie spodziewaliście się czegoś takiego po tekście o lekkiej książce, która ma być odskocznią od codzienności? Co najwyżej jej przeczytanie mogło mnie skłonić do refleksji - co ja zrobiłabym na miejscu Paula?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy
Prześlij komentarz