"Bóg, Honor, Ojczyzna" - wszyscy to znamy z lekcji historii i ze sztandarów. Gdy trzeba walczyć za wolność Ojczyzny porzuca się wszystko, chwyta co jest pod ręką i staje się do bitwy u boku równie oddanych Sprawie rodaków. A jeżeli chodzi o nowe terytorium na tle starych niesnasek, to nie można popuścić, choćby było to najbardziej absurdalne postępowanie.
Spośród wszystkich stworzonych przez siebie bohaterów do tej części Pratchett wybrał Straż Miejską z jej komendantem, Samem Vimesem, na czele. Bo kiedy chodzi o dobro Ojczystej Ziemi trzeba sięgnąć po najlepsze zabezpieczenia i najbardziej zaufane środki. A to, jak wiadomo wszystkim czytelnikom cyklu Świata Dysku, mogą zapewnić jedynie podkomendni sir Samuela. Niby tak sobie żyjesz obok tych wszystkich cudzoziemców z Klatchu, niby stołujesz się w ich knajpach, ale przecież zawsze wiedziałeś… Zawsze czułeś w ich daniach, że nie można im ufać, że kiedy tylko z wody wyłoni się jakiś nowy kontynent trzeba będzie udowodnić im na wszelkie możliwe sposoby, że tylko Ankh-Morpork ma prawa do nowych ziem. Wojna wisiała w powietrzu.
Wojna wisi w powietrzu |
Cóż mogłabym dodać na zakończenie tego niezbyt długiego wpisu? Chyba tylko to, że kapral Nobbs przekonuje się, iż punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i czasem wystarczy się przebrać, żeby zobaczyć świat cudzymi oczami, Vetinari jak zwykle okazuje się być niedoścignionym w swej przenikliwości strategiem, Leonard z Quirmu nie zawodzi swą pomysłowością, a Vimes po raz kolejny daje dowód, że nie mógłby być nikim innym niż gliniarzem. Czyli wszystko po staremu, a wydaje mi się, że to niezła rekomendacja.
Szerszy kontekst |
Odpychają mnie okładki. Samej prozy nie znam, choć tyle ludzi zachwala, natomiast oprawy książek do mnie zupełnie nie przemawiają :/
OdpowiedzUsuńTo fakt, mnie też te okładki nie zachwycają. Wydaje mi się, że okładki późniejszych książek są nieco inne, ale do nich jeszcze nie dotarłam z czytaniem :)
Usuń