Głośna. Zekranizowana. Interesująca. Trochę irytująca.
Teodor Szacki, prokurator z miasta stołecznego, akurat ma dyżur kiedy w czasie weekendowej terapii w domu kultury (?) nieopodal Trasy Łazienkowskiej odkryte zostają zwłoki Henryka Telaka. Rożen wbity w oko niespecjalnie pozostawia pole do spekulacji czy to morderstwo, czy może samobójstwo, więc trzeba poszukać podejrzanych, a że we wspomnianej terapii uczestniczyły jeszcze 3 osoby i terapeuta, to nazwiska nasuwają się same. Choć sprawcą może być też ktoś przypadkowy - np. włamywacz. Przed taką zagadką staje dzielny prokurator, trzydziestopięciolatek zmęczony swoim dotychczasowym życiem, żoną, która nie chodzi wieczorami w szpilkach, chyba przeżywający kryzys wieku średniego (jakoś wcześnie). W poszukiwaniu rozwiązania pomaga mu Oleg Kuzniecow, komisarz stołecznej policji, ale to postać drugoplanowa - wszystko i tak zostaje rozwiązane w głowie Szackiego.
...i wyobraźcie sobie bat-znak na niebie... |
W ogóle mam wrażenie, że kultura próbuje nam podtykać nowe, hedonistyczne wzorce zachowań. Tzn. nie zrozumcie mnie źle - nie mam nic przeciwko dążeniu do przyjemności w życiu, ale nie za wszelką cenę. Kompromisy też są potrzebne, bo nie jesteśmy na świecie sami.
No, ale robi mi się z tego rozprawa o kulturze i moralności, a przecież tekst miał być o Uwikłaniu. Główny wątek był bardzo dobry, a na poboczne pewnie część z Was nawet nie zwróciłaby uwagi, zatem uważam, że książka jest godna polecenia. Rozwiązanie przywiodło mi na myśl pewną klasyczną pozycję literatury kryminalnej, ale nie zdradzę którą, żeby nikogo przypadkiem na nic nie naprowadzić, a samo w sobie jest satysfakcjonujące. Życzę więc przyjemnej lektury.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz