Moja druga przygoda ze "Śmiercią na Nilu" pozbawiona była tego napięcia, które odczuwa się oczekując rozwiązania zagadki, ponieważ wiedziałam kto jest mordercą. Ale nie pozbawiona była przyjemności płynącej z obcowania z literaturą, która wyszła spod pióra królowej kryminału.
Tam, gdzie pojawia się Herkules Poirot, musi wydarzyć się coś niezwykłego. Nie inaczej było tym razem, kiedy to nieduży Belg wybrał się na urlop do Egiptu. Na tę samą wycieczkę wybrała się również grupa ludzi, których łączyła jedynie przynależność do angielskiej lub amerykańskiej śmietanki towarzyskiej. Oczywiście do chwili, w której na statku płynącym Nilem popełniono morderstwo. Wtedy urlop detektywa ulega zawieszeniu, a do akcji wkraczają jego szare komórki.
Poirot, jak zwykle, z najdrobniejszego szczegółu potrafi wyciągnąć właściwe wnioski. Książki z nim w roli głównej czyta się dla samej przyjemności śledzenia procesu, w którym drobiazgi zdobywają rangę niezwykle istotnych informacji. Poza tym Christie to mistrzyni konstruowania fabuły. Zwroty akcji są jak najbardziej na miejscu, a zakończenie nie jest płytkie. Zamykając książkę na ostatniej stronie nie miałam poczucia, które często towarzyszy mi przy współczesnych powieściach tego typu, że akcja tak dobrze się rozwijała, a koniec był płaski.
Myślę, że nikogo nie trzeba zachęcać do czytania książek Agathy Christie. A jeśli ktoś nie lubi jej twórczości - cóż, może "Śmierć na Nilu" to zmieni?
"Śmierć na Nilu" to chyba pierwsza książka Agathy Christie, którą przeczytałam.
OdpowiedzUsuńMnie zachęciła.