[różności]
Pomyślałam sobie, że zabiorę głos. A co mi tam. Tyle osób zabiera głos, to dlaczego ja miałabym nie? W końcu nie trzeba się znać, żeby zabrać. Głos oczywiście.
Skłoniła mnie do tego wspomniana w poprzednim poście dyskusja na blogu Życiowa pasja bibliofila. Dyskusja co prawda już ucichła i zasadniczo miała dotyczyć pisania recenzji dla wydawnictw (swoją drogą - gdzie są ci przymuszani i pozbawieni wyboru blogerzy? wszyscy, którzy się wypowiadali sami sobie wybierają książki do czytania), ale pojawiły się też inne wątki. Np. wątek recenzji samych w sobie - czy są opiniotwócze, czy też pisane są tylko dla innych blogerów.
Zdania są podzielone, ale konsensus można byłoby uzyskać chyba jedynie przeprowadzając porządne badania ilościowe. Pomysł interesujący, ale niestety nie na moje możliwości.
Natomiast mnie szczególnie zaciekawiło przytoczona (nie dosłownie, raczej omówiona) opinia profesjonalnych (zawodowych?) recenzentów czy też krytyków literackich. Ponoć ich zdaniem blogerzy piszący “recenzje” nie znają się na tym (w sensie, że na literaturze chyba się nie znają), spłycają temat, piszą banały. Ogólnie jest dramat, bo próbują “wygryźć” tych, którzy się znają. Ach, ci niedobrzy blogerzy!
Ja tam nie wiem jaka jest prawda, co uważają zawodowi krytycy, a czego uważać nie zamierzają. Kawałek Cienia zaczęłam pisać nie po to, żeby przekonywać lub zniechęcać innych do przeczytanych przeze mnie książek. Nie. Powód był zupełnie inny, zdecydowanie mniej metafizyczny - w pewnym momencie zorientowałam się, że nie pamiętam o czym były niedawno przeze mnie czytane książki, a blog pozwolił usystematyzować moją pamięć. Na początku był też swego rodzaju katalogiem poznanej prozy (głównie prozy), ale tę funkcję ostatecznie przejął serwis LubimyCzytać.
Lubię Kawałek Cienia i nie zamierzam (przynajmniej na razie) zawieszać jego działalności, bo krytycy literaccy w blogach książkowych widzą wątpliwą jakość (jeśli rzeczywiście tak jest). A że opinie na blogach są bardziej emocjonalne niż być powinny? Pff. Nie wszyscy mają ochotę czytać traktaty naukowe pełne sformułowań, których nie rozumieją. Ja w ogóle rzadko czytam recenzje nieznanych mi książek, więc być może z tymi traktatami trafiłam jak kulą w płot. I być może nie powinnam się przyznawać, że rzadko czytam recenzje.
Właściwie to chyba nie o tym chciałam napisać, ale kończyłam ten tekst dwa dni po tym jak zaczęłam go tworzyć w autobusie. Niestety jeden z pasażerów miał w tymże środku transportu mały wypadek i moja wena oraz koncepcja uleciały wraz z pojawieniem się zdenerwowania sytuacją.
Tyle ode mnie, życzę udanego weekendu :)
Share /
Pomyślałam sobie, że zabiorę głos. A co mi tam. Tyle osób zabiera głos, to dlaczego ja miałabym nie? W końcu nie trzeba się znać, żeby zabrać. Głos oczywiście.
Skłoniła mnie do tego wspomniana w poprzednim poście dyskusja na blogu Życiowa pasja bibliofila. Dyskusja co prawda już ucichła i zasadniczo miała dotyczyć pisania recenzji dla wydawnictw (swoją drogą - gdzie są ci przymuszani i pozbawieni wyboru blogerzy? wszyscy, którzy się wypowiadali sami sobie wybierają książki do czytania), ale pojawiły się też inne wątki. Np. wątek recenzji samych w sobie - czy są opiniotwócze, czy też pisane są tylko dla innych blogerów.
Zdania są podzielone, ale konsensus można byłoby uzyskać chyba jedynie przeprowadzając porządne badania ilościowe. Pomysł interesujący, ale niestety nie na moje możliwości.
Natomiast mnie szczególnie zaciekawiło przytoczona (nie dosłownie, raczej omówiona) opinia profesjonalnych (zawodowych?) recenzentów czy też krytyków literackich. Ponoć ich zdaniem blogerzy piszący “recenzje” nie znają się na tym (w sensie, że na literaturze chyba się nie znają), spłycają temat, piszą banały. Ogólnie jest dramat, bo próbują “wygryźć” tych, którzy się znają. Ach, ci niedobrzy blogerzy!
Ja tam nie wiem jaka jest prawda, co uważają zawodowi krytycy, a czego uważać nie zamierzają. Kawałek Cienia zaczęłam pisać nie po to, żeby przekonywać lub zniechęcać innych do przeczytanych przeze mnie książek. Nie. Powód był zupełnie inny, zdecydowanie mniej metafizyczny - w pewnym momencie zorientowałam się, że nie pamiętam o czym były niedawno przeze mnie czytane książki, a blog pozwolił usystematyzować moją pamięć. Na początku był też swego rodzaju katalogiem poznanej prozy (głównie prozy), ale tę funkcję ostatecznie przejął serwis LubimyCzytać.
Lubię Kawałek Cienia i nie zamierzam (przynajmniej na razie) zawieszać jego działalności, bo krytycy literaccy w blogach książkowych widzą wątpliwą jakość (jeśli rzeczywiście tak jest). A że opinie na blogach są bardziej emocjonalne niż być powinny? Pff. Nie wszyscy mają ochotę czytać traktaty naukowe pełne sformułowań, których nie rozumieją. Ja w ogóle rzadko czytam recenzje nieznanych mi książek, więc być może z tymi traktatami trafiłam jak kulą w płot. I być może nie powinnam się przyznawać, że rzadko czytam recenzje.
Właściwie to chyba nie o tym chciałam napisać, ale kończyłam ten tekst dwa dni po tym jak zaczęłam go tworzyć w autobusie. Niestety jeden z pasażerów miał w tymże środku transportu mały wypadek i moja wena oraz koncepcja uleciały wraz z pojawieniem się zdenerwowania sytuacją.
Tyle ode mnie, życzę udanego weekendu :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Podobno tak zwani "pisarze" mają na fb niezłą jazdę, wyżywając się na blogerach i ich recenzjach. Oczywiście bloger nic nie potrafi, w końcu nie jest pisarzem, więc co on może wiedzieć o literaturze? Podobnie również jest z autorami ebooków (do których również ja się zaliczam). Twierdzą, że to grafomani, że ebooki nie mają przszłości, a wydają ebooki ponieważ nikt z tradycyjnych wydawnictw nie chce ich wydać. A ja...ebooka wydałem z własnego wyboru (nie będę niszczył drzew na jakieś pierdoły), wydawcy tradcyjnego nie szukałem , a ksiązka przeszła trzy korekty. Tak to wygląda w wydawnictwie,w którym wydałem. Osobiście jestem zachwycony, a w przyszłość e-książek głeboko wierzę. pięknego weekendu.
OdpowiedzUsuń:) ile osób, tyle zdań, nie warto sobie tym głowy zaprzątać , pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie miałam pojęcia, że "nasze" teksty są przedmiotem "ich" analiz. Czyżby cierpieli na niedostatek zajęć, czy też obawiają się konkurencji.
OdpowiedzUsuń@pisanyinaczej: Uch, co za mania wielkości :/ Dobrze, że nie widziałam takich praktyk.
OdpowiedzUsuń@Aneta: E, czasem można sobie trochę podywagować ;)
@guciamal: Hm, ani jedna, ani druga opcja nie wróży zbyt dobrze. Jeśli mają za mało zajęć to powinni wziąć się za czytanie. Jeśli boją się konkurencji... To już wyjątkowo kiepsko o nich świadczy.
Literaturoznawcy są ukierunkowani na studiach (przeważnie poloniści, kulturoznawcy), niestety nijak się to ma do tego, co piszą (czytam i czasami sama nie wierzę oczom, jakie androny wymyślają). Jestem czytelnikiem i coś tam w życiu przeczytałam - mam prawo do wyrażania swoich poglądów w dowolnej formie. A jak się śmieją - dobrze - śmiech przedłuża życie.
OdpowiedzUsuńSmutne to strasznie. I takie prymitywne, przy okazji - jakby nie było większych i ważniejszych problemów na świecie niż analizowanie profesjonalizmu blogerów, którzy dla własnej przyjemności zaczęli pisać na wybrany temat.
OdpowiedzUsuńZe mną na przykład sprawa jest prosta - jestem widzem i piszę dla innych widzów. Jestem czytelnikiem i piszę dla innych czytelników. Można się wymienić opiniami, poznać coś fajnego, ostrzec kogoś przed stratą czasu na jakimś seansie albo w drugą stronę - zachęcić do czegoś fajnego, po co normalnie by nie sięgnął. Z braku laku nazywam te teksty często recenzjami, ale nie poczuwam się do bycia jakimś krytykiem etc. Jestem po prostu widzem i czytelnikiem. :]
@Agata Adelajda: Ja też lubię się pośmiać, będę dłużej żyła :) I nie czytuję za bardzo, jak już wspomniałam, recenzji, ale może powinnam zacząć. Zdarzyło mi się obejrzeć fragment dyskusji "znawców" na tvp kultura. Tylko fragment, bo więcej nie mogłam zdzierżyć :/
OdpowiedzUsuń@KoZa: Najwyraźniej krytycy / zawodowi recenzenci / cokolwiek wychodzą z założenia, że albo jest się zawodowcem z dyplomem, albo się nie powinno pisać. To jest tylko takie moje gdybanie, bo, jak wspominałam, nie spotkałam się nigdzie z takim podejściem, to jest zasłyszana (zaczytana?) od innych blogerów opinia.
Burzą się, bo chleb im odbieramy (no, my blogerzy niby) ;)
OdpowiedzUsuńZ przymrużeniem oka piszę, oczywiście.
Ech, szkoda, że ja tego chleba nie widzę w swoim chlebaku. W końcu kryzys i te sprawy - może przydałoby się jakieś dodatkowe pieczywo ;)
OdpowiedzUsuń