Czytacie właśnie o pierwszej polskiej książce kryminalnej wydanej w 1925 r. i już rok później zekranizowanej przez Henryka Szaro (tak, tak - w 1926 powstał niemy film pod tym samym tytułem). Jest morderstwo, fałszywe tropy i międzywojenna Warszawa z jej salonami. Słowem, dzieje się.
Zaczyna się od tego, że Warszawę swoimi występami w kabarecie Złoty Ptak uwodzi satyryk i prześmiewca znany jako Czerwony Błazen. Nawet dyrektor przybytku nie zna prawdziwej tożsamości artysty, który nie zostawia suchej nitki na stołecznej śmietance towarzyskiej, ale ów dyrektor o nic nie pyta - tylko liczy pieniądze z biletów, bo mimo że drogie, to ludzie i tak przychodzą, żeby posłuchać o swoich znajomych. Oczywiście wszystko do czasu morderstwa - w garderobie Czerwonego Błazna zostaje znaleziony zasztyletowany bankier, a jedynym tropem okazuje się odcisk ręki należący do młodego, ale zdolnego i wysoko postawionego urzędnika, Wiktora Skarskiego.
Mam nadzieję, że za dużo nie zdradziłam, bo z kryminałami to jest dosyć śliska sprawa. Wystarczy jedno nieopatrznie napisane słowo tu czy tam i z przyjemności odkrywania mordercy nici.
Muszę przyznać, że kupiła mnie ta powieść, czytało się ją świetnie. Chociaż nie obyło się bez pewnych zgrzytów. Wiecie, teraz jest równouprawnienie i nikt nie powie, że kobieta jest głupsza od mężczyzny z samej tylko swej istoty. Dwudziestolecie jednak rządziło się innymi prawami i w Czerwonym Błaźnie panie są jedynie dodatkiem, wiecznie zmartwionym lub nawet zapłakanym dodatkiem, któremu nie zawsze można powiedzieć całą prawdę, bo jej nie zrozumie albo zrozumie opacznie i tylko jeszcze bardziej zacznie się martwić. Więc współczesne kobiety raczej w powieści będą identyfikowały się z panami.
Poza tym Czerwony Błazen nie oferuje zbyt rozbudowanego śledztwa, które prowadziłoby nas do punktu kulminacyjnego. Zagadka zostaje rozwiązana, ale właściwie dowiadujemy się o tym tak po prostu, na końcu, poznając wcześniej historie podejrzanych i świadków. Przy czym historie te są naprawdę zajmujące, a przynajmniej mnie zajęły w pociągu. Nie twierdzę, że wszystko tam jest idealne, że dialogi czy zachowania nie bywają nieco teatralne, ale ogólna ocena wypada na plus. No i wciąż to pierwszy polski kryminał!
Jeszcze informacja na koniec: Czerwony Błazen jest dostępny w domenie publicznej (chociaż przeczytałam w Internecie, że w polskim prawie nie istnieje takie pojęcie), więc z powieści można dowolnie korzystać. Życzę przyjemnego czytania :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tę recenzję!
OdpowiedzUsuńTej książki szukałam!!
Pozdrawiam
http://okiem-filolozki.blogspot.com/
Nie ma za co :>
Usuń