Dziewczęta z Szanghaju - Lisa See

piątek, 16 sierpnia 2013

Urlop niestety dobiegł końca, a ja próbuję nadrobić zaległości blogowe i ogarnąć jakoś to co pojawiło się w Internecie podczas mojej nieobecności. Przyznam, że idzie mi to dosyć opornie. Nie mogę się też zabrać za moje własne (rzec by można, osobiste) zaległości w postaci przeczytanych i nieopisanych książek, ale mam nadzieję, że jakoś powoli się wygrzebię z tego lenistwa (chociaż o koncercie udało mi się napisać ;) ). Ale do rzeczy.

Dziewczęta z Szanghaju kupiłam kiedyś razem z Ulicą Tysiąca Kwiatów, bo egzotyka, bo Daleki Wschód, bo może być ciekawe i takie tam. W sumie nie było źle.

Historia zaczyna się, co ciekawe, w Szanghaju. Jest rok 1937, a główne bohaterki, siostry May i Pearl, pracują jako modelki. Fotomodelki nawet – mimo że nie pozują fotografom, a malarzom, którzy tworzą obrazy reklamowe. Same siebie określają jako "piękne dziewczęta" – tak nazywają zawód, który wykonują… Generalnie są próżne, ważne są dla nich jedynie piękne stroje, wieczorne wyjścia, spotkania i picie szampana w nocnych klubach. Ale oczywiście do czasu. Koniec sielanki przychodzi wraz z wiadomością, że ich ojciec przegrał nie tylko wszystkie oszczędności swoje i córek, ale również same córki, które muszą poślubić synów wierzyciela. Ów wierzyciel jest Chińczykiem, ale na stałe mieszka w Los Angeles i tam właśnie miały pojechać dziewczęta, ale cóż… Jakoś im było nie po drodze. Sytuacja jest skomplikowana, a komplikuje się jeszcze bardziej kiedy do miasta wkraczają Japończycy. Ojciec sióstr znika, a one wraz z matką próbują przedostać się do Hongkongu. Ostatecznie lądują w Stanach, ale zanim do tego dojdzie przeżywają wiele rzeczy, które na zawsze je zmieniają. A Ameryka również nie jest tym czego się spodziewały.

Akcja książki obejmuje 20 lat z życia dziewcząt. Lat głównie gorzkich (takie przynajmniej odniosłam wrażenie), w czasie których ich siostrzana miłość wielokrotnie wystawiana jest na próby i trudno powiedzieć czy przechodzi je pomyślnie. Niby robią różne rzeczy dla swojego dobra, a tak naprawdę każda myśli jedynie o sobie. Właściwie to obydwie mnie irytowały. Historię opowiada starsza z sióstr, Pearl, w czasie teraźniejszym, którego generalnie nie lubię w powieściach, ale po pewnym czasie przestałam zwracać na to uwagę. Byłam ciekawa co dalej będzie się działo z bohaterkami, których losy autorka wplotła w wydarzenia historyczne. Taki zabieg sprawia, że chce mi się czytać książki obyczajowe, bo oprócz fikcyjnej historii (która oczywiście mogła się zdarzyć albo jest posklejana z historii różnych osób) dostaję kawałek ówczesnej rzeczywistości. I nawet jeżeli są to jakieś szczątkowe informacje albo nie do końca wiernie oddające wydarzenia, to stanowią dla mnie impuls do poszperania w sieci (znak czasów – kiedyś w podobnej sytuacji raczej szperało się w bibliotece) i dowiedzenia się czegoś więcej na dany temat.

Cóż więcej mogę napisać o książce obyczajowej? Tak samo jak większość, nie pozostaje w głowie na dłużej, ale czas z nią spędzony był całkiem przyjemny. Przy okazji dowiedziałam się co nieco o tym jak mogło wyglądać życie Chińczyków w Ameryce tuż po drugiej wojnie światowej, a zbyt kolorowo nie było (a może właśnie było, bo rasizm miał się dobrze). Lektura z tych raczej "kobiecych".
Share /

2 komentarze

  1. No mnie jarają książki o tle historycznym, ale właśnie z II WŚ. Teraz czytam akurat dokument o Mengelem i zachodzę w głowę jak można mieć takie cholerne szczęście, że mimo tylu zbrodni przeżył tyle lat i za życia go nie odnaleźli i osądzili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że więcej takich "szczęściarzy" by się znalazło. Nie ma chyba słów, żeby opisać ogrom zbrodni, za które niektórzy nie odpowiedzieli.

      Usuń

Twitter

Instagram

Wyświetl ten post na Instagramie.

Co tu się...? #mrok #gusła #dziady

Post udostępniony przez Dorota (@schizma9)

© Kawałek Cienia
designed by templatesZoo