Ender na wygnaniu - Orson Scott Card

środa, 16 października 2013

Orson Scott Card stworzył serię książek o Enderze (nie tylko taką, ale na niej się skupię). Przeczytałam Grę Endera, więc naturalnym krokiem było sięgnięcie po kolejną pozycję z serii. I tu pojawił się problem - nie wiedziałam, która z książek spełnia to kryterium. Oryginalnie - Mówca umarłych, który powstał w 1986 r., ale w 2008 r. autor popełnił Endera na wygnaniu, którego akcja toczy się pod koniec pierwszej książki. Po zastanowieniu wzięłam tę ostatnią (tzn. przedostatnią w tym wyliczeniu).

W wyniku różnych zdarzeń i splotów wypadków, Ender ma lecieć na jedną z ziemskich kolonii w kosmosie. Kolonia ta otrzymuje wdzięczną nazwę Szekspir, a nasz bohater ma być jej gubernatorem. Lot ma trwać 40 ziemskich lat, ale dla pasażerów statku kosmicznego miną zaledwie 2 lata, a dla tych, którzy pozostaną w stazie (będą uśpieni) upływ czasu będzie właściwie niezauważalny. Wiecie, fizyka nigdy nie była moją najmocniejszą stroną, więc aż tak bardzo nie wgryzałam się w relatywizm, choć trochę próbowałam (myślę, że się udało) zrozumieć możliwości komunikacji między osobami pozostającymi w, hm, różnych momentach czasowych.

Główny bohater wciąż rozpamiętuje wydarzenia, w których przyszło mu brać udział, obraca je w umyśle na różne strony, buduje wokół siebie mur, przez który nikt nie może przeniknąć - nawet najbliższa mu osoba. Na nic starania lecących z nim kolonistek, żeby zainteresował się jedną z nich i ożenił, na nic też usiłowanie podkopania jego autorytetu przez zazdrosnych dorosłych. Ender jest charyzmatycznym przywódcą, który nie potrzebuje pagonów, żeby poszły za nim tłumy, ale jest w tym wszystkim zbyt idealny, żeby z nim sympatyzować. Zbyt dobrze wie co będzie dobre dla innych, ale ze swoim życiem już tak łatwo mu nie idzie. Nie wzbudził mojej sympatii.

W Enderze na wygnaniu poznajemy historię nieco alternatywną względem tej przedstawionej w końcówce Gry Endera. Autor pozmieniał niektóre fakty, zdarzenia i osoby biorące w nich udział, a w posłowiu wytłumaczył dlaczego to zrobił. Może gdyby zrobił to na początku, a nie na końcu książki inaczej bym do tych zmian podeszła, bo trudno mi było do niektórych rzeczy się przekonać. Potem się przyzwyczaiłam, ale i tak uważam, że całość przestała być spójna i na nic moje przymykanie oka.

Co oczywiście nie oznacza, że książka mi się nie podobała. Podobała… umiarkowanie. Być może jest to sygnał, że fantastyka spod znaku lotów kosmicznych i relatywizmu czasowego jest nie dla mnie - choć ciężko mi przyjąć, że jakaś literatura mogłaby nie być skierowana do mnie (no bo jak to tak?...). Dam jeszcze szansę Cardowi, bo w sumie jestem ciekawa co dalej. Więc może jednak nie jestem tak całkiem dla sf stracona.
Share /

4 komentarze

  1. Nie czytałam, ale wydaje mi się, że im dalsze (później pisane, nie chodzi o chronologię w świecie powieści) tomy, tym pióro Card miał cięższe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy... Ale nie wiem czy to dobrze wróży mojej przyjaźni z tym autorem i gatunkiem w ogóle.

      Usuń
    2. Spokojnie, nie ma co rozciągać na cały gatunek od razu... A jeśli chodzi o Carda, to "Mówcę umarłych" polecam. Mnie się podobało.

      Usuń

Twitter

Instagram

Wyświetl ten post na Instagramie.

Co tu się...? #mrok #gusła #dziady

Post udostępniony przez Dorota (@schizma9)

© Kawałek Cienia
designed by templatesZoo