Tytuł książki jest z pewnością chwytliwy, a to już część sukcesu. Nie wiem czy aż połowa, ale jakiś ułamek na pewno. Niestety okazuje się, że tytuł obiecuje nam nieco inną zawartość niż finalnie otrzymujemy.
Nie ulega wątpliwości, że Dziennik nimfomanki jest historią o seksie. To prawda. Do tego cała opowieść jest autobiografią autorki. Ale po tytule sądziłam, że cała książka będzie o zaburzeniach seksualnych mających niemal kliniczną postać, a w rzeczywistości tylko pierwsza jej część zbliża Valérie do tego obrazu: świetnie wykształcona, z dobrą pracą, chodzi do łóżka z kim chce i kiedy chce - choćby miał to być szybki numerek z jakimś facetem mijanym na ulicy. Aż ciężko uwierzyć, że nie zgłosiła gwałtu na cmentarzu… W pierwszej części swojego pamiętnika autorka zbiera doświadczenia. Potem przychodzi druga część opowiadająca historię jej związku z facetem, którego śmiało można określić mianem psychopaty. Wiadomo, że demony wychodzą z czasem, ale wtedy też coraz ciężej jest przerwać taki chory układ. Valérie się udało, jednak pozostawiło ją to w opłakanym stanie psychicznym, bez pracy i z długami.
W trzeciej części autorka postanawia wziąć się w garść, znaleźć pracę i jakoś wygrzebać się z tego dołka, w którym się znalazła. Tasso zgłasza się do burdelu i zaczyna zarabiać jako prostytutka. Z jej kwalifikacjami na pewno znalazłaby jakieś inne zajęcie, ale najwyraźniej to też uznała za dostatecznie dobre - w końcu, jak głosi tytuł, jest nimfomanką. To w sumie całkiem ciekawe poczytać o takim interesie z perspektywy kogoś, kto w tym był, a nie tylko przyglądał się z zewnątrz. W tym miejscu chciałabym wspomnieć o czymś, co wydawca umieścił na okładce, a moim zdaniem jest bzdurą. Otóż blurb głosi, że "determinacja w poszukiwaniu zmysłowych doznań sprawia, że Val porzuca świetną pracę i karierę, by zostać... prostytutką"... Ja odniosłam zgoła odmienne wrażenie w kwestii motywacji autorki.
Dziennik nimfomanki faktycznie jest pamiętnikiem i posiada cechy tegoż. Wiadomo, że tekst przeszedł redakcję i tak dalej, ale wciąż miałam wrażenie, że pewne wątki są zarysowane za słabo, a pewni bohaterowie, o których wspomina na początku, później zostają pominięci. Potem sobie pomyślałam, że dla Tasso było oczywiste co się stało z ludźmi, którzy mieli w jej życiu jakieś miejsce i nie uznała za stosowne jakoś specjalnie się nad nimi pochylać. Książka ma też swego rodzaju happy end, ale w sumie dlaczego miałaby nie mieć. W życiu też przecież czasem coś dobrze się kończy. Poza tym ten jej happy end nie do końca powiela schematy znane nam z romansów, więc można uwierzyć, że tak rzeczywiście było. Język może do najbardziej wysublimowanych nie należy, ale gdyby należał straciłby wiele na autentyczności.
I na koniec: pamiętajcie, żeby nie zawsze wierzyć opisom na okładce! Już pomijając, że często można tam znaleźć spoilery.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Myślę, że to książka, która mogłaby mnie zainteresować. Zapamiętam sobie ten tytuł , może kiedyś przyjdzie okazja żeby przeczytać :)
OdpowiedzUsuńim-bookworm.pl
Tytuł jest nawet całkiem łatwy do zapamiętania ;)
UsuńGłówna bohaterka jakoś nie robi na mnie wrażenia, chociaż jej historia na pewno jest bardzo kontrowersyjna, tym bardziej, że tematyka seksu jest teraz bardzo modna wśród pisarzy.
OdpowiedzUsuńKsiążka jest w takim razie hipsterem, bo powstała w 2005 r., czyli przed Greyami itp. ;)
Usuń