klasyka
literatura szwedzka
W ramach nadrabiania moich zaległości w klasyce literatury sięgnęłam po kurzącą się na półce, od dłuższego już czasu, "Spowiedź szaleńca".
Powieść szwedzkiego autora po raz pierwszy została wydana w 1893 r. - po niemiecku, a następnie w 1895 r. po francusku. Pierwsze polskie wydanie pochodzi z... 1988 r. Warto też dodać, że "Spowiedź szaleńca" to tradycyjnie przyjęte w Polsce tłumaczenie tytułu. Dosłownie, jak pisze o tym tłumacz, Janusz B. Roszkowski, byłaby to "mowa obrończa" lub "obrona na piśmie" będąca pisemnym oświadczeniem. Ale przecież nie będziemy dyskutować z tradycją.
August Strindberg opisał w "Spowiedzi szaleńca" swoje pierwsze małżeństwo trwające lat 14. Wedle jego opisu związek ten był pasmem wzajemnych oskarżeń i upokorzeń, ale niewykluczone, że gdzieś tam, po drodze, znalazłoby się też nieco miłości, a na pewno fascynacji. Wspomnienia pisarza są bardzo jednostronne, od razu widać kto, jego zdaniem, ponosi odpowiedzialność za całe zło w jego małżeństwie. Ba! W całym cywilizowanym świecie. Ale tak naprawdę w tej opowieści (bądź co bądź prawdziwej) żaden z bohaterów nie zyskał mojej sympatii.
Recenzowanie takich książek nie ma specjalnie sensu, ale opinię każdy może mieć. "Spowiedź szaleńca" pozytywnie mnie zaskoczyła - szczególnie jak na historię mającą ponad 120 lat. Być może takie powieści docenia się dopiero po skończeniu obowiązkowej edukacji - kiedy zaczyna się czytać więcej dla przyjemności niż z obowiązku. Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie też odwaga z jaką Strindberg opisuje tajemnice alkowy. Nie spodziewałam się takiego braku pruderii (podobno pierwsze wydanie francuskie było w pewnym sensie ocenzurowane).
Oczywiście nie apeluję, abyście rzucili w kąt wszystkie nowości wydawnicze, które trzymacie w rękach, i popędzili do biblioteki lub księgarni po "Spowiedź szaleńca", której autor oskarżany był m.in. o mizoginizm. Ale jeśli przypadkiem w Wasze ręce trafi ta książka, to myślę, że warto się z nią zapoznać. Aczkolwiek lektura nieobowiązkowa.
Share /
W ramach nadrabiania moich zaległości w klasyce literatury sięgnęłam po kurzącą się na półce, od dłuższego już czasu, "Spowiedź szaleńca".
Powieść szwedzkiego autora po raz pierwszy została wydana w 1893 r. - po niemiecku, a następnie w 1895 r. po francusku. Pierwsze polskie wydanie pochodzi z... 1988 r. Warto też dodać, że "Spowiedź szaleńca" to tradycyjnie przyjęte w Polsce tłumaczenie tytułu. Dosłownie, jak pisze o tym tłumacz, Janusz B. Roszkowski, byłaby to "mowa obrończa" lub "obrona na piśmie" będąca pisemnym oświadczeniem. Ale przecież nie będziemy dyskutować z tradycją.
August Strindberg opisał w "Spowiedzi szaleńca" swoje pierwsze małżeństwo trwające lat 14. Wedle jego opisu związek ten był pasmem wzajemnych oskarżeń i upokorzeń, ale niewykluczone, że gdzieś tam, po drodze, znalazłoby się też nieco miłości, a na pewno fascynacji. Wspomnienia pisarza są bardzo jednostronne, od razu widać kto, jego zdaniem, ponosi odpowiedzialność za całe zło w jego małżeństwie. Ba! W całym cywilizowanym świecie. Ale tak naprawdę w tej opowieści (bądź co bądź prawdziwej) żaden z bohaterów nie zyskał mojej sympatii.
Recenzowanie takich książek nie ma specjalnie sensu, ale opinię każdy może mieć. "Spowiedź szaleńca" pozytywnie mnie zaskoczyła - szczególnie jak na historię mającą ponad 120 lat. Być może takie powieści docenia się dopiero po skończeniu obowiązkowej edukacji - kiedy zaczyna się czytać więcej dla przyjemności niż z obowiązku. Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie też odwaga z jaką Strindberg opisuje tajemnice alkowy. Nie spodziewałam się takiego braku pruderii (podobno pierwsze wydanie francuskie było w pewnym sensie ocenzurowane).
Oczywiście nie apeluję, abyście rzucili w kąt wszystkie nowości wydawnicze, które trzymacie w rękach, i popędzili do biblioteki lub księgarni po "Spowiedź szaleńca", której autor oskarżany był m.in. o mizoginizm. Ale jeśli przypadkiem w Wasze ręce trafi ta książka, to myślę, że warto się z nią zapoznać. Aczkolwiek lektura nieobowiązkowa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ciekawy tytuł. Jak mi wpadnie w ręce to przeczytam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Tytuł ciekawy, ale nie do końca oddaje treść książki (jak wiele przekładów tytułów).
OdpowiedzUsuńGeneralnie chyba Skandywia ogółem zawsze była o wiele mniej pruderyjna od pozostałych krajów Europy :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, ale bardzo, bardzo mnie zaciekawiła. Jak już się uporam z tymi nowościami, to na pewno sięgnę.
OdpowiedzUsuńP.S. Czy autor utrzymuje książkę w tonie typu "bo to zła kobieta była"? ;)
@Karodziejka: Widzę, że jeszcze wiele skandynawskich sekretów przede mną ;)
OdpowiedzUsuń@Maya: Oj tak, książka zdecydowanie jest w tym tonie. Wspomina też w którymś miejscu, że kobiety w żaden sposób nie przyczyniły się do rozwoju cywilizacji i takie tam ;)