Pamiętacie pewnego prowadzącego jeden z pierwszych (tak sądzę) talk-shows, który na początku programu lądował w helikopterze na dachu budynku pewnej telewizji? Hm... Biorąc pod uwagę, że ja to ledwo pamiętam (choć program przestali emitować w 2001 r.), część z Was prawdopodobnie w ogóle nie ma na to szans.
To było moje pierwsze skojarzenie z nazwiskiem Mariusza Szczygła kiedy dowiedziałam się, że wydaje książki. Tak sobie myślę, że telewizja zrobiła mi (metaforyczną) krzywdę, bo pomyślałam sobie: "e, co może mieć do powiedzenia facet z jakiegoś głupiego programu?" (nie wiem czy ten program był głupi, bo chyba za bardzo go nie oglądałam). A okazuje się, że ten facet ma do powiedzenia całkiem sporo i to całkiem interesujących rzeczy.
"Gottland" jest zbiorem reportaży o Czechach. Ale nie jest to książka podróżnicza - chyba że mówimy o podróży w czasie. Cofamy się do lat, w których Czechosłowacja (po pierwsze istniała, a po drugie) była pod silnym wpływem Związku Radzieckiego i poznajemy historie osób, na które system polityczny miał niebagatelny wpływ. Wyobrażacie sobie, że ludzie wpadali w obłęd lub popełniali samobójstwa, bo musieli zaprojektować coś ku chwale towarzysza Stalina? Ja wiem, w Polsce wcale nie było lepiej. Po prostu trauma.
Ale, tak jak w każdym systemie, byli też ludzie, którzy potrafili się zaadaptować do istniejących warunków. Oportuniści? Być może. Ale tak naprawdę ciężko wydawać wyroki jeśli samemu nie było się w podobnej sytuacji (wiem, banał). Motywacje działania mogą być przeróżne, czasem nieprzewidywalne.
Czyta się świetnie, ale były momenty, które mroziły mi krew w żyłach. Zastanawiałam się jak można było zgotować ludziom taki los, w imię jakiej idei. "Gottland" zrobił na mnie spore wrażenie i już nigdy nie będę myśleć o Mariuszu Szczygle jako o "tym facecie od talk-show".
Miejscami bardzo ponura książka. A miejscami tylko smutna, prawda?
OdpowiedzUsuńNiedawno czytałam
Takie ponure były czasy. I ten klimat udało się autorowi oddać.
Usuń