Straż Nocna - Terry Pratchett

wtorek, 31 lipca 2012

Sam Vimes rewolucjonistą? Czemu nie. Czasem przychodzi moment, kiedy trzeba zawalczyć o... No, trzeba i już.

Rewolucje polegają na budowaniu barykad i wchodzeniu na nie (chyba że są to rewolucje typu przemysłowego - wtedy barykady nie są wymagane). Po jednej stronie są ci, którzy walczą z systemem, po drugiej stronie jest system. Czasem ci, którzy są po tej pierwszej stronie nie do końca wiedzą z czym i o co walczą, ale walczą, bo tak robią wszyscy wokół. To tak samo jak ktoś zaczyna biec, bo ktoś inny biegnie albo zaczyna krzyczeć, bo inny krzyczy. Bez sensu, ale jednak się dzieje.

Nie od dzisiaj wiadomo też, że tłum nie jest specjalnie mądry, a jego działania nie zawsze są racjonalne. Często wystarczy jeden impuls, żeby zaczęło się DZIAĆ. I wtedy się DZIEJE.

Do takich przemyśleń skłoniła mnie "Straż Nocna". Książka ogólnie niewesoła, ale oczywiście niepozbawiona humoru. Spotykamy tutaj starych znajomych takich jak, wspomniany na początku, Sam Vimes, lord Vetinari czy też Gardło-Sobie-Podrzynam-Dibbler - właściwie same gwiazdy Ankh-Morpork. Wszyscy biorą mniej lub bardziej czynny udział w miejskiej rewolucji, która (tak jak każda) ma prowadzić do gruntownej zmiany społecznej. Czy prowadzi? Ankh-Morpork nie jest czymś co łatwo się poddaje, ale pewne zmiany są nieuchronne.

Trochę zagmatwałam, napisałam trochę ogólników, bo nie chciałabym Wam psuć zabawy z odkrywania tajemnic, które kryje historia Dyskowej metropolii. A zachęcam do jej poznania. Tylko nie nastawiajcie się na chichot od pierwszej do ostatniej strony.
Share /

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Twitter

Instagram

Wyświetl ten post na Instagramie.

Co tu się...? #mrok #gusła #dziady

Post udostępniony przez Dorota (@schizma9)

© Kawałek Cienia
designed by templatesZoo