Światła września - Carlos Ruiz Zafón

czwartek, 5 lipca 2012


I znowu Zafón. Kiedyś bardzo przypadł mi do gustu „Cień wiatru” jego autorstwa, „Gra Anioła” już trochę mniej. A potem zaczęto wydawać jego powieści dla młodzieży, które napisał wcześniej. Przeczytałam wszystkie, bo chciałam się przekonać czy są tak dobre jak pierwsza książka jego autorstwa, którą miałam w rękach. „Światła września” to ostatnia pozycja z serii młodzieżowej (chociaż w Polsce nie były wydawane chronologicznie). Całe szczęście.

Nie chodzi o to, że książka mi się nie podobała. Po prostu była wtórna. Oto mamy Paryż w drugiej połowie lat 30. XX w., a na tym tle wdowę z dwójką nastoletnich dzieci. Rodzina po śmierci męża i ojca nie ma dostatecznie dużo pieniędzy, żeby żyć na dotychczasowym poziomie, więc matka musi wrócić do pracy. Jednak zarobki wystarczają jedynie na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Nie dziwi więc, że kiedy pojawia się propozycja objęcia posady ochmistrzyni w rezydencji inżyniera i budowniczego zabawek rodzina Sauvelle opuszcza Paryż i udaje się do Normandii, gdzie mieszka nieco ekscentryczny, ale bardzo miły przyszły pracodawca Simone.

To jest wstęp do fabuły. Książka jest dla młodzieży, więc można się domyślać, że główne role przypadły raczej dzieciom Simone, Irène i Dorianowi, oraz ich przyjaciołom. To one muszą zmagać się z problemami, którym nawet dorośli nie potrafią stawić czoła. Czyli to, co już znamy z młodzieżowych książek Zafóna. A poza tym pojawiają się też inne motywy, które wykorzystywał w poprzednich (późniejszych też) tytułach. Czytając „Światła września” miałam wrażenie, że czytam mieszankę pozostałych książek. A ile razy można czytać to samo?

Nie zrozumcie mnie źle. To nie znaczy, że jestem jakoś specjalnie zawiedziona tą pozycją. Nie jestem, bo też nie oczekiwałam jakiegoś nagłego wzlotu po „Księciu Mgły” i „Pałacu Północy”. Oczekiwałam czegoś przyzwoitego. Bardzo dobra książka do czytania w podróży (hm, może powinnam założyć bloga z książkami, które polecam do czytania w pociągu ;) ), a krótkie historie, które Zafón wplata do fabuły jako miejscowe legendy itp. są naprawdę wciągające i, moim zdaniem, stanowią najmocniejsze elementy jego powieści. Tylko ta wtórność…

Przede mną jeszcze „Więzień nieba”. Zobaczymy czy się nie rozczaruję.
Share /

5 komentarzy

  1. Ale się uśmiałam z pomysłu założenia bloga o książkach do czytania w pociągu :-))) Mogę dorzucić parę typów :-) A Światła września czekają u mnie na półce. Zabiorę więc w najbliższa podróż ;-) Pozdriawam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja na pierwszy rzut chyba przeczytam Marinę - to będzie moje pierwsze spotkanie z Zafonem.

    OdpowiedzUsuń
  3. @jjon: No bo jakoś tak mam wrażenie, że co piszę o książce, to że czytałam w pociągu ;) Zresztą mam wrażenie, że kiedyś trafiłam na bloga, który w tytule miał coś w stylu "przeczytane w autobusie" ;)

    @Tirindeth: "Marina" była całkiem niezła, chociaż "Cień wiatru" bardziej mi się podobał :)

    OdpowiedzUsuń
  4. W "Cieniu wiatru" jestem po prostu zakochana, ale po przeczytaniu "Księcia mgły" mam uprzedzenia do młodzieżowych książek Zafona. Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam "fazę" na Zafóna, ale już mi przeszła. Teraz jakoś tak z przyzwyczajenia czytam jego książki ;)

      Usuń

Twitter

Instagram

Wyświetl ten post na Instagramie.

Co tu się...? #mrok #gusła #dziady

Post udostępniony przez Dorota (@schizma9)

© Kawałek Cienia
designed by templatesZoo