Chciałabym Wam dzisiaj zaprezentować książkę, której tytuł sugeruje spotkanie z wielkim detektywem, a w rzeczywistości ani to spotkanie nie jest zbyt wielkiej rangi, ani ten detektyw nie jest tak wielkim jak zwykliśmy o nim myśleć. Oto przed Wami Sherlock Holmes. Apokryfy.
Jest to niepozorny zbiór pięciu opowiadań, spośród których 4 wyszły spod pióra Arthura Conan Doyle’a, a jedno, ostatnie, napisał J. M. Barrie, twórca Piotrusia Pana, przyjaciel pisarza. Dodatkową gratką jest wstęp napisany przez tłumacza, Marcelego Szpaka, dzięki któremu dowiadujemy się nieco o genezie całego zbiorku, a to ułatwia odczytanie pewnych tropów pozostawionych przez autora. A tropy prowadzą do tego, że Sherlock Holmes nie był tak genialny jak nam się zawsze wydawało!... Nie będę Wam zdradzać nic więcej, bo ja sama trochę nie przyjmuję tego do wiadomości - Doyle postanowił sobie nieco zakpić z fanów detektywa, ale w końcu są to apokryfy, a co za tym idzie - nie są to opowieści zaliczane do kanonu. No bo jakże można uwierzyć, że Holmes mógłby w jakiejś sprawie pójść zupełnie fałszywym tropem? Biorąc pod uwagę jak bardzo postać ta jest zakorzeniona w naszej kulturze? Nie można.
Opowiadania, którymi raczy nas autor, to Kwestia kwesty o zbiórce pieniędzy na rzecz uniwersyteckiego boiska do krykieta; Zagadka wielbiciela zegarków, w której głównymi bohaterami są oszuści i złodzieje; Zaginiony pociąg o… no, zaginionym pociągu; Dedukcja Watsona, w której to wierny przyjaciel Holmesa popisuje się swoimi umiejętnościami rozwiązywania zagadek; a jako wisienkę na torcie otrzymujemy Tajemnicę współautorów napisaną przez wspomnianego już Barriego, o której nie powiem Wam ani słowa.
Być może nieco niefortunnie zaczynam swoją przygodę z literackim Sherlockiem Holmesem… Z kanonu opowieści o nim znam jedynie Psa Baskerville’ów, ale cały czas sobie obiecuję, że w końcu zajrzę do pozostałych… Póki co, w wolnych chwilach gram sobie w Testament Sherlocka Holmesa (grafika nie powala, ale poza tym gra mi się podoba :) ), a Wam oczywiście polecam sięgnięcie po Apokryfy, ale raczej w drugiej kolejności.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Gry zazdroszczę :) a o książce nie słyszałam, ale że jestem fanką Sherlocka Holmesa w każdej postaci to pewnie po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńGrę kupił mi Mąż za jakieś grosze na Steamie. Co prawda teraz jest po 20 euro, ale na pewno trafi się jakaś promocja - tym bardziej, że jutro wychodzi kolejna część ;) A książkę miałam z BookRage, nie wiem czy jest dostępna gdzieś w normalnej dystrybucji... Ale jeśli nie jest, to pewnie kwestia czasu kiedy będzie :)
UsuńWstyd się przyznać, ale nie miałam pojecia o istnieniu takiej książki. A musi byc naprawdę ciekawa. Taka autoironia, nie zdarza sie czesto w literaturze. Moze to dlatego, ze w pewnym momencie Sir Artur Sherlocka znienawidzil? Nie udalo sie mu go zabic, wiec sprobowal go upokorzyc... No i jeszcze wspanialy Barrie. Nie wiedzialam, ze panowie sie przyjaznili....
OdpowiedzUsuńBlog zaliczam do sledzonych i zapraszam skromnie do siebie na www.samba-sikoreczka.blogspot.com
Tak, myślę, że właśnie to zmęczenie stworzoną postacią wywołało w autorze chęć jakiegoś zdyskredytowania jej. Zbiorek pozwala spojrzeć na detektywa z zupełnie innej perspektywy.
Usuń