Z czym kojarzy Wam się Kołyma? Bo moje skojarzenia nie są specjalnie pozytywne… Związek Radziecki, GUŁagi, miliony ofiar - przymusowej pracy, głodu, zimna. No i złoto. To obszar, który ma tego drogocennego kruszcu najwięcej na świecie. Poza tym są też inne bogactwa naturalne, ale wciąż wydobywa się głównie złoto, bo to przynosi największe zyski.
Tutaj taka mała osobista dygresja. Kiedy moja babcia w czasie II wojny światowej przebywała na zesłaniu na Syberii (co prawda nie wywieziono jej aż na drugi koniec Związku Radzieckiego, dojechała "jedynie" w okolice Krasnojarska), jej rodzina pracowała w kopalni złota. Mięso jedli raz w miesiącu, a uciekać nie było dokąd - groźniejsze od radzieckich żołnierzy pilnujących osady były włóczące się po tajdze niedźwiedzie. Po tym co słyszałam od babci i po lekturze Dzienników kołymskich sądzę, że tamta część świata jest jedną z ostatnich, które chciałabym odwiedzić - nie biorę tutaj pod uwagę aspektów historycznych.
Każdy dzień podróży ma swoje miejsce w książce |
Zawsze mnie zaskakuje jak bardzo ludzie z najdalszych zakątków Rosji tęsknią za Związkiem Radzieckim. To chyba taki syndrom człowieka postsowieckiego, który zagubił się w nagłej demokracji i współczesności. Za komunizmu może i było ciężko, ale przynajmniej wszystkim tak samo (tak przynajmniej myślą), trzeba było kombinować, ale jakoś wszyscy sobie radzili. A teraz nikt nie pomaga, przemysł upada, pracy nie ma… No jak żyć?
Reportaż Jacka Hugo-Badera skłania do refleksji, pokazuje ciemne strony (wygląda na to, że jasne strony są towarem deficytowym) życia na terenach niezwykle obfitych w bogactwa naturalne, ale wciąż nieposkromionych - czy to z braku funduszy, czy z braku woli… Dla mnie lektura bardzo wciągająca i warta polecenia.
"A droga wiedzie w przód i w przód..." |
Brak komentarzy
Prześlij komentarz