Ruchome obrazki - Terry Pratchett

piątek, 13 marca 2015


W momencie, w którym wczoraj zabierałam się za pisanie o Ruchomych obrazkach dowiedziałam się, że zmarł Terry Pratchett. Jest mi strasznie smutno, ale jeżeli odszedł tak jak chciał, to chyba wszystko w porządku. Poza tym ze Śmiercią znali się nie od dzisiaj, więc pisarz na pewno został przyjęty z wszelkimi honorami. Może nawet przejechał się na Pimpusiu…?

***
Błysk fleszy, światła jupiterów, szelest pieniędzy, sława, sława, sława… Któż z nas o tym nie marzył? Choćby w cząstce, choćby przez chwilę. Nie chcielibyście znaleźć się w Hollywood, tej Fabryce Snów, która tak samo szybko wywyższa jak niszczy?

Czasem jest tak, że gdzieś rodzi się idea. Pomysł. Plan. Trafia na podatny grunt i tam się rozwija aż osiągnie odpowiednie rozmiary. Wydaje owoce i w ten sposób rodzą się kolejne idee. No, to coś podobnego wydarzyło się na Dysku, gdzieś w okolicach Świętego Gaju, a dzięki gildii alchemików, niezbyt poważanej w szczególności przez magów, nabrało realnych kształtów.

Przenieśmy się teraz w końcówkę XIX wieku kiedy bracia Lumière opatentowują swój wynalazek - kinematograf, a nieco wcześniej wynaleziona zostaje pierwsza kamera. Wyobraźmy sobie, że w jej wnętrzu siedzi kilka demonów, które w zależności od szybkości kręcenia korbką malują na taśmie celuloidowej widziane przez otwór obrazy, po czym owe obrazy zostają wprawione w ruch. Niesamowita technologia. Przyznacie, że tylko alchemicy mogli wpaść na coś takiego.

Korbowy. Taki Janusz Kamiński kinematografii na Dysku.
Cały przemysł ruchomych obrazków rozwija się w miejscu, w którym, na pozór, nie ma nic innego - w Holy Wood. Tam ciągną rzesze łaknących sławy, choć często nawet nie wiedzą, że tego właśnie pragną. Ludzie, krasnoludy, trolle, cudowne zwierzęta… Wśród tych wszystkich indywiduów spotykamy również Gardło Sobie Podrzynam Dibblera, wszędzie wyczuwającego interes, który próbuje swych sił jako reżyser i producent ruchomych obrazków, oraz pewnego studenta Niewidocznego Uniwersytetu, który zostaje gwiazdą.

Czy z żądzy chwały, sławy i pieniędzy może wyjść coś dobrego? I pewnie znowu ktoś będzie musiał uratować cały Dysk...

Zawsze kiedy piszę o książkach ze Świata Dysku mam wrażenie, że powinnam przeprowadzić jakąś analizę świata przedstawionego. Wiecie, odniesienia do naszej rzeczywistości, zastosowane przez autora zabiegi, które pozwalają pokazać ją w krzywym zwierciadle, takie rzeczy. To chyba jakaś pozostałość po lekcjach polskiego, na których zawsze i wszystko się w ten sposób analizuje. Poza tym wydaje mi się, że powinnam Wam pokazać, że widzę wszystkie nawiązania i tropy kulturowe, żebyście wiedzieli, iż macie do czynienia z erudytką. Ale z drugiej strony tak wiele osób w internecie się lansuje na omnibusów, że ja już chyba nie muszę, a przy okazji zostawię Wam tę przyjemność z odkrywania kolejnych zbieżności między rzeczywistością Dysku, a naszą. Po raz kolejny.

Na koniec refleksja. Czy nie wydaje Wam się, że Śmierć mówiąca wielkimi literami i lubiąca koty jest jakoś mniej straszna? To dodaje otuchy.

Miał być inny cytat, ale sami rozumiecie...

Share /

6 komentarzy

  1. Mam w planach książki autora...

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam i kocham go. Ze Świata Dysku poznałam już większość książek, zostało mi kilka i nieco mi smutno - z jednej strony chcę je jak najszybciej poznać, a z drugiej - co będę czytała, skoro Pratchett już nic nie napisze? Cholernie mi szkoda i cholernie jestem zła na ŚMIERĆ. Coś mu się chyba jedna klepsydra popsuła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, tak samo jak mój mąż, mogę co jakiś czas wracać do książek Pratchetta, bo zapominam co się w nich działo. Poza tym mam ich jeszcze trochę przed sobą :)

      Usuń
  3. Co do refleksji: Pratchettowy Śmierć faktycznie wydaje się być przesympatyczny. Autor przemycił tu refleksję, że nie należy się bać śmierci - to po prostu naturalna kolej rzeczy. Refleksja może banalna, ale sposób realizacji - bomba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo się zastanawiałam w jakim rodzaju napisać Śmierć w mojej refleksji :) W końcu zostałam przy żeńskim, który jest zgodny z językiem polskim i naszą kulturą i tradycją. Chociaż muszę przyznać, że już Śmierć w rodzaju męskim wydaje mi się mniej straszny niż jako kobieta... Może tkwi we mnie ten atawistyczny lęk przed starymi kobietami, z którego wynikało, że w wielu ludowych wierzeniach różnego rodzaju strachu przybierały postać właśnie starych kobiet (quaz czyta teraz Bestiariusz Słowiański, stąd pochodzi moja wiedza ;) ).

      Usuń

Twitter

Instagram

Wyświetl ten post na Instagramie.

Co tu się...? #mrok #gusła #dziady

Post udostępniony przez Dorota (@schizma9)

© Kawałek Cienia
designed by templatesZoo