
W dużym skrócie jest to historia pewnej namiętności. Namiętności prowadzącej do granic obłędu.
Pewnej nocy Mario Lopez w jednym z klubów, w których z reguły nie bywa, poznaje Blankę. Dziewczyna przeżywa właśnie rozstanie z pewnym malarzem, a Mario, urzędnik z Jaén, oferuje jej stabilizację. Tylko czy na pewno tego potrzebuje kobieta, która do tej pory wiązała się z mężczyznami nadającymi sobie miano artysty?
To opowieść o tym, co musiało się stać. Wszechświaty tych dwojga się przecięły, ale w końcu musiały pomknąć dalej - oddzielnie. Mario to mężczyzna wychowany w trudnych warunkach na wsi, obecnie pracujący jako kreślarz w urzędzie, wszystko czego pragnie to stabilizacja i Blanka. Ona została wychowana w rodzinie, w której nigdy nie brakowało pieniędzy, nie może żyć bez sztuki, której oddaje się bez reszty. Klimatem przypominało mi to film "Vicky Cristina Barcelona" W. Allena.
Powieść jest króciutka, prawie nie ma w niej dialogów. Pozostawia po sobie lekkie uczucie otępienia.