Znowu podróże. Tym razem nie tylko po USA ("Artysta zbrodni"), ale po 3-ech kontynentach. To się nazywa rozmach.
Doktor Marissa Blumenthal ma problem z zajściem w ciążę. Razem z mężem poddają się procedurom zapłodnienia in vitro i Klinice Kobiecej w Bostonie. To bardzo dobra placówka z wysokimi wskaźnikami powodzenia. Niestety, renoma szpitala nie może pomóc kiedy w małżeństwie starającym się o dziecko coraz częściej dochodzi do nieporozumień na tym tle. A do tego dochodzą coraz poważniejsze wątpliwości Marissy czy w Klinice na pewno wszystko jest tak jak być powinno. Podejrzenia prowadzą na trop międzynarodowej afery, której ogniska znajdują się w USA, Australii i Azji. Czyli czeka nas podróż przez pół świata.
Afery u Cooka zawsze mają rozmach. Tym razem może jeszcze większy niż zwykle. Po lekturze jego książek zawsze zastanawiam się, czy opisane przez niego zdarzenia rzeczywiście mogłyby mieć miejsce. I, w takim razie, czy mogę ufać moim lekarzom.
Problem in vitro co jakiś czas wraca do publicznej dyskusji, ale ja jeszcze chyba nie słyszałam, żeby dyskutoeano o czymś innym niż pieniądze (czasem też dyskutuje się o "moralności"). A może warto byłoby zająć się tym, co czują pary poddawane zabiegom. Ile muszą znieść bólu i upokorzeń. Nie chcę tutaj zaczynać wielkiej dyskusji na ten temat, ale dopiero thriller medyczny uświadomił mi jak wielki wpływ na rodzinne szczęście może mieć taka kuracja. Oczywiście nie jest to główny wątek powieści, ale wydaje mi się równie ważny. Po prostu warto się nad tym zastanowić.
A poza tym - jak zwykle u Cooka - w "Oznakach życia" jest dużo akcji i dużo ciekawostek medycznych (dla laika). Dla mnie Robin Cook wciąż jest królem thrillera medycznego.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz